Nie pasuje do schematów

Jechaliśmy zrobić materiał o jedynej w Polsce rodzinie amiszów. Spotkaliśmy zaś rodzinę, która amiszów przypomina tylko z wyglądu, ale nimi się nie czuje. Reporterska klapa? Wprost przeciwnie. Intrygująca historia, niczym biblijna opowieść o walce Jakuba z aniołem.

Amisz w Polsce
Jednak po kilku godzinach rozmowy okazuje się, że były też bardziej prozaiczne powody emigracji. – Mój ojciec dawał nam dużą swobodę myślenia. I często z nami rozmawiał. Kiedyś poróżniłem się z nim na temat naszej wspólnoty. Powiedziałem mu, że patrzy na Pismo Święte oczami amisza. A ja chcę oceniać swoje życie w świetle Pisma, niezależnie od tego, czy jestem amiszem, czy nie – opowiada Jacob. Pierwsze wątpliwości z czasem stały się kością niezgody między Jacobem, poszukującym osobistego kontaktu z Bogiem, a wspólnotą, do której należał.

Jego niepokorność drażniła współbraci. Wyjazd zdawał się rozwiązywać problem Jacoba i jego niewygodnych pytań. – Kiedy przyjechaliśmy w 1993 r. do Polski, część naszych braci już tu była. Na początku wynajmowaliśmy dom niedaleko miejsca, w którym teraz mieszkamy. Chcieliśmy założyć zbór, ale się nie udało – wspomina ze smutkiem w głosie Jacob. Teraz przyznaje otwarcie, że zakładanie nowej wspólnoty w takim kraju jak Polska było skazane na klęskę.

Po kilku latach rodzina Jacoba została sama. Reszta wróciła zrezygnowana do kraju. Jacob z rodziną postanowił osiąść tutaj na stałe. Pomagali sąsiedzi i przyjaciele z Ameryki. – Dostajemy mnóstwo ubrań, trochę pieniędzy i przede wszystkim życzliwość wielu ludzi – mówi. Martinowie uprawiają ziemniaki i wiele innych warzyw, mają jabłka, ale podstawę ich diety zapewniają krowa i 12 kur. – Nie jesteśmy smakoszami, jemy skromnie – mówi Anita, żona Jacoba, która ciągle jest zajęta. Za chwilę wychodzi do sąsiadów pilnować ich dzieci. – Czasem dorabiam, pracując na budowach, stawiając schody czy dach. Ale staram się raczej nie opuszczać domu. Tutaj też mamy dużo pracy – mówi Jacob.

Na nabożeństwa jeżdżą w każdą niedzielę do zboru zielonoświątkowców w Warszawie. Wyprawa zabiera im pół dnia. Do stolicy jeżdżą starym białym fordem. – Ten samochód to worek bez dna. Strasznie dużo nas kosztuje. Ale inaczej nie dalibyśmy rady poruszać się na takich odległościach – mówi Jacob. Nie jest dogmatykiem, jeśli chodzi o nowinki cywilizacyjne. Korzysta z samochodu, prądu, komputera i komórki. Kiedy pytam o charakterystyczną brodę i strój amisza, macha rękami i mówi, że to z przyzwyczajenia, a nie dla zachowania tradycji. – To media robią ze mnie amisza, a ja się nim już nie czuję – tłumaczy.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg