Alfabet religii: Jedizm

Czyli religia typu „open source”.

Tak właśnie wiarę w znanych z „Gwiezdnych wojen” rycerzy Jedi definiuje Jacek Inglot w grudniowym numerze miesięcznika „Nowa Fantastyka”.

W tekście zatytułowanym „Religia nowej ery” publicysta pisze, iż „z punktu widzenia epoki poprzedniej (XX wiek) tworzenie się ruchów wyznaniowych takich jak jedizm świadczy o ewidentnym regresie, o spłaszczeniu kulturowych oczekiwań współczesnego człowieka, który ucieka od skomplikowanych systemów teologicznych szukając czegoś, co można bez trudu zrozumieć, bez wikłania się w abstrakcyjną symbolikę i niemożliwe do pojęcia aksjomaty”.

Cóż, temat jedizmu, czy też jediizmu, poruszaliśmy już na naszym portalu nie raz. Swego czasu nawet Radio Watkańskie zastanawiało się, czy „Czy poganie wygrają z rycerzami Jedi?   - chodziło o spis powszechny w jednym z europejskich krajów

To właśnie przy okazji tych badań statystycznych o wyznawcach rycerzy Jedi wspomina się najczęściej. Wówczas to (dla draki?) zaczynają się medialne kampanie i nawoływania w sieciach społecznościowych, by religijnie deklarować się jako Jedi. Czy ktoś jednak traktuje jedizm poważnie?

Okazuje się, że takich osób jest całkiem sporo. „Istnieje ruch już nie tyle fanów, co wyznawców zorganizowanych w zakony i świątynie. Ludzie ci są bardzo aktywni: piszą książki rozwijające teologię Mocy, prowadzą obrzędy, oferują szkolenia i kolejne stopnie wtajemniczenia” – dowodzi Inglot, który dalej wyjaśnia też specyfikę religii typu „open source”, „którą każdy wystarczająco kreatywny wyznawca, zgodnie z modnym interakcjonizmem, może tworzyć i przykroić do swych potrzeb, jak komputerową aplikację oferującą multum opcji do wyboru. Z Biblią czy Koranem (…) taka zabawa by się nie udała” – czytamy w artykule „Religia nowej ery”, zamieszczonym w grudniowym numerze miesięcznika „Nowa Fantastyka”.  

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg