Czy „arabska wiosna” przyniosła wolność i równouprawnienie? Nie dla kobiet, mówią Arabki zaangażowane w rewolucje na Bliskim Wschodzie.
Jeśli jesteście prawdziwymi mężczyznami, nie siedźcie przed telewizorami, tylko przyjdźcie na plac Tahrir w Kairze i brońcie mnie i innych dziewcząt! Jeśli zostaniecie w domach, będziecie odpowiedzialni przed narodem za to, co może się stać na ulicach – tak ponad rok temu na swoim wideoblogu wołała Asma Mafhuz, jedna z ikon egipskiego przewrotu, który odsunął od władzy rządzącego od trzech dekad dyktatora Hosniego Mubaraka. W Tunezji, Egipcie, Bahrajnie, Jemenie dziesiątki tysięcy kobiet, u boku mężczyzn, żądało reform na ulicach. Zarówno w strojach zasłaniających całe ciało, jak i tylko w hidżabach okrywających głowę i ramiona, czy wreszcie ubrane w T-shirty i dżinsy. To między innymi kobiety rozsyłały SMS-y z zachętą, by każdy na demonstrację przyprowadził dziesięciu znajomych. To one prowadziły blogi w internecie, który stał się nieodzownym narzędziem rewolucji. Na Zachodzie upowszechnił się nawet pogląd, że „arabska wiosna” doprowadzi do pełnej demokratyzacji życia społecznego i zmian obyczajowych, które obejmą również kobiety. Dziś widać wyraźnie, że to nie była ich rewolucja.
Bez głosu
W Bahrajnie, gdzie szyiccy manifestanci domagali się odejścia sunnickiej dynastii Al-Chalifów, kobiety w abajach (wierzchnie okrycie) tworzyły wielką czarną plamę w pochodach, w których mężczyźni i kobiety szli osobno. W krajach bardziej konserwatywnych, takich jak Libia czy Jemen, przyłączenie się kobiet do demonstracji byłoby niedopuszczalnym naruszeniem obyczaju. Ale niektóre odważały się rozmawiać z dziennikarzami. Jemeńska działaczka Tawakul Karman mówiła, że „kobiety odgrywają istotną rolę w regionie i są kluczowym czynnikiem zapalnym rewolucji. Rewolucja ma na celu przede wszystkim obalenie reżimu. Ale pozwoliła także przezwyciężyć archaiczne tradycje, zgodnie z którymi kobiety powinny siedzieć w domu i trzymać się z dala od polityki”.
Niedawno arabska telewizja Al-Dżazira (nadająca również w wersji anglojęzycznej) przeprowadziła rozmowę z Amal al-Malki, katarską pisarką walczącą o prawa kobiet w świecie arabskim, która bardzo sceptycznie ocenia rozwój wydarzeń w krajach, gdzie doszło do obalenia dyktatorów w ostatnim czasie. „Arabska wiosna tylko uwydatniła trwałość »obywatelstwa drugiej kategorii« dla kobiet w regionie”, uważa al-Malki. Jej zdaniem mimo pewnego postępu kobiety nadal są nieobecne w życiu publicznym. „Nie mamy głosu. Jesteśmy niewidoczne. I dlatego prawa kobiet powinny zostać zinstytucjonalizowane, a nie być zakładnikiem w ręku liderów politycznych”, dodaje pisarka.
Co kraj, to obyczaj
W rzeczywistości rola kobiet w rewolucjach arabskich i po obaleniu dyktatorów jest bardziej skomplikowana, niż przedstawiają to zarówno muzułmańskie feministki, jak i zachodni komentatorzy. Trudno też wsadzać wszystkie kraje do jednego worka. – Są kraje, jak Tunezja, gdzie problem udziału kobiet w owocach arabskiej wiosny nie wynika z napięcia na linii islam–prawa obywatelskie – mówi GN Amal el-Maaytah, publicystka pochodząca z polsko-arabskiej rodziny. – W Tunezji na przykład istnieją parytety. I to tunezyjscy obserwatorzy wyborów parlamentarnych w Polsce byli zdziwieni, że w Polsce nie ma parytetów. Tam działają partie muzułmańskie o bardzo progresywnych poglądach, w których obywatel – niezależnie od płci – powinien posiadać prawo partycypacji politycznej. Afryka Północna jest pod tym względem zupełnie inna niż Półwysep Arabski. Tak samo republiki są w innej sytuacji niż monarchie – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |