Niedawna publikacja karykatur proroka Mahometa przez francuski tygodnik satyryczny "Charlie Hebdo" testuje granice wolności słowa, jednak wolność ta jest esencją demokracji i Zachodowi nie wolno się jej wyrzekać - pisze w piątek "Financial Times".
Publikacja kontrowersyjnych rysunków przypadła na burzliwy okres w stosunkach Zachodu z islamem i gniew muzułmanów, którzy każde przedstawienie swego proroka traktują jako bluźnierstwo, jest zrozumiały, jednak "dla przemocy nie ma uzasadnienia" - podkreśla brytyjski dziennik w komentarzu redakcyjnym.
Gazeta zauważa, że choć rysunki nie grzeszą subtelnością, to osłabiły jednak przesłanie islamofobicznego filmu "Niewinność muzułmanów" pokazując, że jest on w istocie "tworem pozbawionym artystycznej czy intelektualnej treści".
"FT" wskazuje też, że tak jak w państwach demokratycznych, tak w krajach islamskich podobne sprawy powinny być rozpatrywane w sądzie, a nie podczas gwałtownych demonstracji na ulicach. Dlatego też "ograniczanie debaty (na temat filmu i innych przypadków obrażania uczuć religijnych) do sali sądowej to wyzwanie dla islamskich rządów, które doszły do władzy podczas arabskiej wiosny" - podkreśla dziennik.
Rządy te nie powinny zachęcać swych obywateli do odreagowywania frustracji w ulicznych protestach, ale zdobyć legitymację do rządzenia, zmuszając wszystkie strony do przestrzegania prawa. Z drugiej strony państwa Zachodu nie mogą ulegać pokusie kupowania spokoju w stosunkach ze światem muzułmańskim przez ograniczanie wolności słowa - wskazuje "FT".
Państwa Zachodu "powinny potępiać niepotrzebne prowokacje, jednak z równą stanowczością muszą bronić prawa swych obywateli do wyrażania swego zdania" - konkluduje "Financial Times".
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...