Tu rozwijał się Kościół pierwszych wieków. Stąd pochodzą wielcy święci i Ojcowie Kościoła.Tu odbyło się 7 soborów ekumenicznych. Jak dziś żyją chrześcijanie w Turcji?
Rodzina Ugolini wśród kurdyjskich sąsiadów z Edremit Gabriella, Costanza i Roberto
Dziesięć lat temu Gabriella, Costanza i Roberto Ugolini opuścili rodzinną Florencję i zamieszkali w Turcji. Mieszkają w skromnym parterowym domku w Edremit, w pobliżu granicy z Iranem. – Pokochaliśmy Turcję, którą wcześniej wielokrotnie odwiedzaliśmy jako turyści. Zapragnęliśmy żyć tak jak żyją tutejsi, prości ludzie – tłumaczy Roberto, mąż Gabrielli, tata Costanzy. Siedzimy w ich niewielkiej kuchni, której strop stanowią połączone gliną okorowane belki, jemy turecki jogurt, popijamy kawę zaparzoną w najzwyklejszej kawiarce. Na lodówce mnóstwo zdjęć przyjaciół rodziny.
Dom ma cztery pokoje, kuchnię i skromniutką toaletę. Sufit w miejscach, gdzie przechodzą rurki z wodą, jest dodatkowo izolowany, aby utrudnić wejście skorpionom, które latem są tu częstymi gośćmi. Podłogi w całym domu wyścielone są dywanami, obuwie zostawiamy w przedsionku. Jeden z pokoi przeznaczony jest dla gości. Pod ścianami pokoju, gdzie rodzina się modli, leżą poduszki służące do siedzenia i oparcia. W trzech miejscach małe stosiki z książkami, Biblią i brewiarzami. Ugolini nie przyjechali tu na długie wakacje. To był świadomy wybór drogi chrześcijańskiej obecności w miejscu, gdzie ponad 99 proc. mieszkańców stanowią muzułmanie.
To bardzo podobne do tego, co zrobił bł. Karol de Foucauld, który zamieszkał na Saharze wśród koczowniczych plemion Tuaregów. Włoska rodzina zamieszkała w regionie, gdzie żyją Kurdowie, w większości wiodący życie pasterskie. Ich los, ciemiężonej w Turcji mniejszości, przejmuje Ugolinich, starają się pomagać biednym rodzinom, uczą angielskiego, założyli szkółkę tradycyjnego tkactwa dla dziewcząt. Wszędzie mają przyjaciół: co krok spotykamy na ulicy kogoś, kto chce choć przez chwilę pobyć z Włochami. Oczywiście ich przyjazd i zamieszkanie w tym terenie wzbudziły zaciekawienie nie tylko sąsiadów, którzy szybko ich zaakceptowali. Nic jednak nie zraża Ugolinich. – Ani przez jeden dzień nie żałowaliśmy – podkreśla Roberto, a Gabriella uśmiechając się oczyma, potakuje.
Dokucza im, południowcom, ciężka zima, która trwa tutaj (jesteśmy 1700 m n.p.m.) nawet 8 miesięcy, a mrozy sięgają 20–25 stopni poniżej zera. Brakuje im Mszy św. Bez zgody władz tureckich nie wolno jej odprawiać nawet w starożytnych świątyniach. Do najbliższego kościoła katolickiego mają 900 km, nieco bliżej do kościoła obrządku syryjskiego – 600 km. W niedzielę spotykają się na modlitwie i czytaniu słowa Bożego ze wspólnotą protestantów, nawróconych na chrześcijaństwo Irańczyków. Tutejsi muzułmanie często zadają im pytanie: jesteście takimi dobrymi ludźmi, dlaczego nie przejdziecie na islam? – To wyraz przyjaźni do nas, bo muzułmanie wierzą, że innowiercy będą potępieni. Wtedy odpowiadamy, że wierzymy w Boga, który zbawia wszystkich ludzi – tłumaczy Roberto. Ugolini nie prowadzą działalności ewangelizacyjnej. Nie tylko dlatego, że jest to zabronione, a dwie rodziny protestanckich pastorów zostały z tego powodu deportowane z Van. O swojej wierze świadczą życiem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...