Dzisiaj na TikToku powitał mnie komentarz, którego treść słyszałam wiele razy...
Jegomość o nicku wskazującym na to, że zwie się Tomek, napisał „a w 20wiku w Oświęcimiu kominem wychodziliście na wolność a to dlatego że nie uznajecie Jezusa za mesjasza” (pisownia oryginalna).
Ów Tomek zapewne nie wie, że „kominem na wolność wychodzili” również ci Żydzi, którzy zostali ochrzczeni i przyjęli chrześcijaństwo. Próby skierowania mnie na chrześcijańskie tory przyjmują najróżniejsze formy. Za każdym razem wzbudzają we mnie inne emocje. Akurat odwoływanie się do śmierci kilku milionów Żydów mnie brzydzi. A pogróżki, a takie też dostaję, wywołują odruch wymiotny.
Jak można komuś sugerować, że jeżeli nie przyjmie Jezusa, spotka go podobny los? Podaję skrajne przypadki, ale cały pomysł bycia tak bezpardonowo nachalnym jest mi całkowicie obcy. Widocznie to powszechna praktyka, skoro często bywam pytana, czy Żydzi mają misję nawracania. Ale z czego osoba niereligijna ma wrócić? Czy religia i wiara są jedynymi właściwymi drogami? I każdy, kto poszedł w innym kierunku, musi zmienić kurs, bo zabłądzi? Bóg, jeżeli tylko uznasz jego istnienie, posłuży jako autostrada do raju? A ateizm to polna ścieżka wiodąca prosto do piekła? Kto i kiedy tak zadecydował?
Nie, Żydzi nie „nawracają”. Nie zachęcają do konwersji na judaizm. Choć dają taką możliwość, wielokrotnie ją zainteresowanym odradzają. A jak już jakiś delikwent czy delikwentka postanowią zostać częścią narodu żydowskiego, to czeka ich kilkuletnia nie lada przeprawa kończąca się egzaminem, obrzezaniem u mężczyzn i zanurzeniem w mykwie. To zupełnie nie brzmi jak „Ej, dołączcie do nas! Bo my jesteśmy najlepsi!”.
Są religijne grupy żydowskie, których celem jest pomoc niereligijnym Żydom w wypełnianiu przykazań Tory. Istnieje przekonanie, że to przyspieszy przyjście Mesjasza. W większych skupiskach żydowskich można się natknąć na stoliki, przy których mężczyznom pokazuje się, jak zawiązać tefilin. W Rosz ha-Szana zawsze jakiś ochotnik zagląda do żydowskich szpitali czy domów opieki, by zadąć w szofar. Przychodzi też w Purim, żeby przeczytać Księgę Estery. Ktoś mógłby ich porównać do księży, którzy chodzą po porodówkach i oferują Hostię. Ale zestawienie nie byłoby zupełnie trafne.
Rzeczywiście słuchanie dźwięku szofaru to dla religijnych Żydów wypełnienie nakazu Tory, a wysłuchanie opowieści o Esterze – nakazu rabinicznego. Niemniej dla Żydów niereligijnych to zwykłe elementy ich tradycji. Dęcie w róg barani, jak już wiemy, budzi dusze na Nowy Rok, opowieść o Esterze, w której słowo „Bóg” nie pada ani razu, to przypomnienie historii narodu żydowskiego.
Nawiązując do określenia „nawracać”, którego nie lubię, powinnam wspomnieć o tym, że osobę, która zaczęła być religijna, nazywa się baal teszuwa (תשובה בעל ,(co oznacza dosłownie tyle co ‘mąż odpowiedzi’ lub nawet ‘mistrz skruchy’. Nazwa zawiera w sobie przeświadczenie, że Bóg jest prawdą, a brak wiary w Boga jest czymś niewłaściwym. Sama, powróciwszy do religii swoich przodków, używam wobec siebie tego określenia.
Nie ma lepszego sposobu na to, by w dwóch słowach wyrazić, że przez część życia nie byłam religijna, ale też że nie przeszłam na judaizm, bo Żydówką jestem od urodzenia. Słowo „skrucha” mnie uwiera. Wcale nie uważam, żeby było cokolwiek złego w tym, że kilkanaście lat temu zajadałam się niekoszernym mięsem, a w piątkowe wieczory szalałam na imprezach. Jako dwudziestolatka byłam tam, gdzie miałam wtedy być. Ale słowo „odpowiedź” wydaje mi się bardzo na miejscu i jest dokładnie tym, co mnie i innych baal teszuwa opisuje. W judaizmie znaleźliśmy odpowiedź, w jaki sposób żyć. Za to nawracanie jest wyższościowe. Wynika z przekonania, że ktoś, kto się do niego bierze, wie lepiej, co jest dobre dla drugiej osoby. A to już mocne przekroczenie granic.
Komentarze typu „Bóg wybaczy, że ignorujesz Jego syna, naszego Zbawiciela” mnie śmieszą – choć nie jest to śmiech wesoły, raczej taki z niedowierzania i oszołomienia. Wiadomości w stylu „czas uwierzyć w Jezusa” czy „Jezus Cię kocha!” sprawiają, że zupełnie nie wiem, co odpowiedzieć. Ale komentarze „Podobno wszystko, co spotyka Żydów, to wina nierozpoznania Mesjasza w Jezusie” są absolutnie poniżej jakiejkolwiek ludzkiej godności – jakby ktoś, jak to się mawia, „nie miał Boga w sercu”.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Jestem Żydówką. Pamiętnik religijnej feministki, patriotki, wielodzietnej matki Polki". Autorka: Miriam Synger. Wydawnictwo ZNAK.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?