W mojej wyprawie nastąpił etap islamski. Najpierw byłem w Bohonikach, gdzie pierwszy raz w życiu wszedłem do meczetu...
Tego się zupełnie nie spodziewałem. Dlatego i ja jestem zaskoczony, że jestem w czwartkowy wieczór w… Bielsku Podlaskim. Wyznam szczerze, że spowodowane to jest lichością bazy noclegowej w rejonie, po którym się dzisiaj poruszałem. Planowałem dotrzeć najdalej do Hajnówki. Ale tam pod względem noclegowym poniosłem całkowitą klęskę.
„Ty tylko po kościołach jeździsz” – z zawodem w głosie stwierdził jeden znajomy. Otóż właśnie że nie tylko. Dzisiaj co prawda byłem w pięciu kościołach i kaplicach katolickich, ale oprócz tego obejrzałem z zewnątrz pięć cerkwi (w tym dwie niebieskie), zwiedziłem jeden meczet, a jeden obejrzałem z zewnątrz, choć planowałem go też obejrzeć od środka, ale nie wyszło z przyczyn zdrowotnych.
Byłem dzisiaj między innymi w Suchowoli. To miejsce urodzenia ks. Popiełuszki. Nie wiem dlaczego, chyba pod wpływem medialnych enuncjacji, wyrobiłem w sobie przekonanie, że Suchowala to lichutka wioseczka. Tymczasem to bardzo porządna wieś, przypominająca nawet miasteczko. Udało mi się wejść do kościoła, ale tylko na moment, bo właśnie zamykali. Przez przypadek zdołałem też zajrzeć do Izby Pamięci ks. Popiełuszki. A warto.
W Kruszynianach postanowiłem najpierw coś zjeść u słynnej Dżennety. Za radą kelnerki zjadłem coś o nazwie belysz, co się okazało sporym kawałem warstwowego ciasta z mięsem, jajkiem, ryżem i grzybami. Bardzo sycące. I naprawdę dobre.
Gdybym nie przedkładał brzucha nad ducha, pewnie bym zdążył nawiedzić zielony meczet. Ale gdy tam w końcu najedzony zamierzałem wejść, okazało się, że kruszyniański przewodnik dostała ataku jakiegoś strasznego bólu i nikt, kto spojrzał na niego nie miał pretensji, że zamknął meczet i poszedł do lekarza. Żal było na człowieka patrzeć, choć ci którzy go słyszeli, twierdzili że nawet cierpiąc opowiadał bardzo pięknie. Tak czy inaczej, zobaczyłem dzisiaj 2/3 stojących w Polsce meczetów.
Szukając potem bez szczególnego szczęścia jakiegoś noclegu w miarę blisko jutrzejszego mojego celu, snułem refleksje na temat tego, na jak różne sposoby ludzie wypełniają swoje życie wiarą. Ale też przypomniało mi się, że coraz częściej spotykam ludzi, którzy starają się w sobie tę naturalną potrzebę wiary zagłuszyć, a nawet zniszczyć. Dlaczego?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?