Matrixizm, jediizm i wiara w boskość argentyńskiego piłkarza Diego Armando Maradony – to tylko niektóre z religii, które niedawno pojawiły się na świecie. Tylko czy można je traktować poważnie?
O religiach inspirowanych popkulturą i jej bohaterami pisze Zuzanna Kisielewska na łamach lipcowo-sierpniowego numeru magazynu „Sekrety Nauki”. W tekście „Stwórz sobie Boga” autorka wspomina o wirtualnych świątyniach nowych kultów, stawiając zarazem tezę, iż są one „kpiną z usankcjonowanych tradycją wyznań i bezlitosnym komentarzem do otaczającej nas rzeczywistości”.
Swoich wyznawców mają już nie tylko znani z „Gwiezdnych Wojen” rycerze Jedi, ale i np. Jeffrey „Koleś” Lebowski – postać z filmu braci Coen zatytułowanego „Big Lebowski”. W języku angielskim koleś to dude, stąd też osobliwa nazwa religii – dudeizm. Jej wierni „sens życia widzą w codziennych przyjemnościach, takich jak kąpiel w wannie, granie w kręgle i picie piwa ze znajomymi. A wszystko to wbrew kultowi sukcesu, chorej ambicji i pogoni za pieniędzmi” – donoszą „Sekrety Nauki”, w których przeczytać można także o Kościele Subgeniuszu, Kościele Latającego Potwora Spaghetti, Kościele Eda Wooda, czy Misjonarskim Kościele Kopimizmu, głoszącym, iż każda informacja jest świętością, zaś jej kopiowanie powinno być legalne.
Warto na koniec dodać, że zjawisko wirtualnej pop-religijności komentuje w magazynie dr Piotr Siuda - socjolog z bydgoskiego Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, autor książki „Religia a internet” oraz internetowego popbloga, czyli strony www.piotrsiuda.pl
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...