Byłem święcie przekonany, że to wszystko jest prawdą, że Bogdan jest prorokiem, a nawet kimś więcej, może nawet bogiem...
Skoro miało się takie dowody na istnienie w tym domu siły wyższej, skoro wszyscy nawzajem odczuwaliśmy swoje stany, bóle, wiedzieliśmy, co może się wydarzyć w przyszłości, potrafiliśmy wynosić ze sklepów najdroższe towary (gitary elektryczne warte grube pieniądze, wzmacniacze do nich, agregaty prądotwórcze Honda, dzięki którym mieliśmy prąd w domu) – to jak można było nie wierzyć?
Skoro wchodziło się do kuchni, a tam siedział Bogdan i znał wszystkie nasze myśli, bóle, leczył nas? Bogdan opracował system „czucia” i to się sprawdzało, a kiedy pytało się swego ducha, jak wygląda jakaś sprawa, co dany człowiek myśli, i miało się odpowiednie „czucie”, kiedy kilka osób jednocześnie czuło to samo – jak można było nie wierzyć?
Kacmajor powiedział, że w widzeniach wszystko, każdy przedmiot, każda sytuacja, coś oznacza, nawet to, czy człowiek stoi tyłem, przodem czy bokiem. Był to taki nasz „niebiański” sennik i wszystko się sprawdzało. To Bogdan mówił nam, co oznaczają kolory duchów, jakie znaczenie ma ich kształt albo to, pod jakim kątem je widać.
Dziś zdaję sobie sprawę, że można otrzymać takie dary od złego ducha, czyli od szatana. Gdy odchodzi się od Kościoła, od Pana Jezusa, od sakramentów świętych, a nawet walczy z Panem Bogiem, to szatan może stworzyć idealną podróbkę darów Ducha Świętego i poprzez osobę taką jak Kacmajor wmawiać nam, że są to dary Boże.
Kiedy wróciłem do Kościoła, do sakramentów, do przyjmowania komunii świętej, do adoracji Najświętszego Sakramentu, zdałem sobie sprawę, że w Kościele także istnieje duchowość, lecz jest ona inna, pełna pokoju, ciszy, zrozumienia i miłosierdzia. Pełna nadziei oraz opieki Matki Bożej, z którą Kacmajor tak walczył i przeciwko której tak bluźnił. A przecież wszyscy egzorcyści mówią, że szatan najbardziej nienawidzi Maryi, ponieważ urodziła się bez grzechu pierworodnego i nosiła pod swoim sercem Syna Bożego, Jezusa, który zniszczył dzieło szatana.
Parę lat temu koleżanka powiedziała mi, że jej siostrzenica trafiła do sekty Niebo. Kiedy Kacmajor zobaczył u tej dziewczyny różaniec, wpadł w szał, porwał ten różaniec i okropnie bluźnił. Przypomina mi to historię Hitlera. Czytałem o tym, że kiedy ktoś wspomniał mu o papieżu lub o Bogu, wpadał w taki szał, że tarzał się po ziemi i piana szła mu z ust.
Święci też mieli dary: Święty Ojciec Pio, Święta Faustyna. Tyle że oni byli ludźmi skromnymi, pełnymi modlitwy, pokory i ufności w Boga. Codziennie uczestniczyli we mszy świętej, przyjmowali komunię. A co najważniejsze i na co zwrócił mi uwagę wspominany już ojciec egzorcysta, oni swoje dary otrzymali bez pośrednio od Boga, a nie poprzez jakiegoś pośrednika ziemskiego, tak jak my w sekcie przez Kacmajora.
Prorocy tacy jak Izajasz, Jeremiasz swoje widzenia, proroctwa dostawali bezpośrednio od Pana Boga. Nie zarządzał tym jakiś człowiek i pośrednik.
Wracając do tematu „brania tego, co nasze” – z czasem maszyna zaczęła działać bardzo sprawnie. Grupy, które kradły, wracały z towarem. Były to bardzo dobre ciuchy, markowe spodnie, koszule, buty. Bogdan zbierał te rzeczy u siebie w pokoju, patrzył, co na kogo pasuje, i rozdzielał wśród „niebian”.
Ja też dostawałem ładne ubrania. Oczywiście Kacmajor wyglądał najlepiej z nas wszystkich, choć sam nie uczestniczył w „braniu tego, co nasze”. To inni się narażali. Druga grupa sprzedawała skradziony towar na bazarze w Lublinie albo w Lubartowie. Chodziło się też po okolicznych wioskach i sprzedawało towar po domach – chętnych nie brakowało. Ja sam najczęściej, jak wspominałem, zajmowałem się sprzedażą. Interes był niezły, mieliśmy teraz co jeść, w co się ubrać i żyło się nam dostatnio...
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Niebo. Pięć lat w sekcie" Sebastiana Kellera, która ukaże się 26 listopada nakładem Wydawnictwa Otwartego.
