Nikt z zewnątrz nie przyszedł im z pomocą, ponieważ nikomu nie zależało na Palestyńczykach. Fragment książki „Siły światłości” publikujemy za zgodą OpenDoors.
Podczas wystąpienia w telewizji chrześcijańskiej zapytano mnie:
- Czego nauczyłeś się podczas ostatniej wizyty w Libanie?
- To była najdziwniejsza podróż, jaką odbyłem – odparłem, starając się stłumić kaszel. – Odwiedziłem miejsce opuszczone przez Boga i Allaha. Mieszkamy w wygodnych domach, w bezpiecznym kraju, a tam czterystu piętnastu mężczyzn gnieździ się w lichych namiotach na kawałku ziemi niczyjej. Żyją w nędzy, na deszczu i mrozie.
- Po co tam pojechałeś?
- Popchnęła mnie do tego miłość, którą Bóg darzy te osoby. Chciałem tam być, zobaczyć ich i przekonać się, czy mogę pomóc. Być może potrzebują oni jedynie mieć się komu wyżalić. Jeśli nigdy nie spotkają apostoła Jezusa, nie przekonają się, czym jest Jego miłość i nie doświadczą przebaczenia. Jednak by móc pokochać Jezusa, muszą najpierw pokochać nas. Dlatego musimy tam pojechać i przybliżyć ich do Boga.
- Byłeś tam tylko przez kilka godzin, po czym wróciłeś do domu. Oni musieli tam zostać. Czy naprawdę było warto?
– Masz rację, w każdej chwili mogłem opuścić ten nędzny obóz. Ale warto było tam pojechać, gdyż teraz zesłańcy przynajmniej mają Biblie i inne książki po arabsku. Wcześniej nie mieli nic do czytania. Teraz mają szansę przeczytać Słowo Boże.
- Przecież to muzułmanie…
- Gdy ofiarujesz Biblię muzułmaninowi, on zawsze ją przyjmie. Sekret polega na tym, że trzeba to zrobić osobiście. To daje szansę na dzielenie się Ewangelią.
Kilka osób dziwiło się, że w ogóle coś takiego przyszło mi do głowy. Zastanawiali się, czy muzułmanie, zwłaszcza fundamentaliści jak członkowie Hamasu, zechcą wysłuchać chrześcijanina. A co z Izraelem? Ludzie, których odwiedziłem, byli zagorzałymi wrogami Izraela. Czy nie lepiej było trzymać się od nich z daleka? Gdy wymienialiśmy spostrzeżenia na temat naszych wizyt w obozie, Len opowiedział mi o tym, jak został przyjęty.
Zaledwie wszedł do obozu, jeden z deportowanych powiedział: „Wiedzieliśmy, że Chrystus do nas przyjdzie!”. – To stwierdzenie było absolutnie niezwykłe i próbowałem zrozumieć jego znaczenie – zaznaczył. Wiedziałem, że muzułmanie wierzą w ponowne przyjście Chrystusa, jednak ma ono być znakiem ostatecznego zwycięstwa islamu. Ja jednak czułem, że kryło się w nim coś o wiele bardziej osobistego. Może w ten sposób chciał wyrazić, że tylko nas obchodzi ich sytuacja.
Niezależnie od tego, jak ci ludzie rozumieli cel naszej wizyty, naszym zamiarem było ukazanie im żywego Chrystusa, który w nas mieszka. Jezus nakazał nam iść i nauczać wszystkie narody. Czy miał na myśli również Palestyńczyków? Czy chodziło mu także o Arabów i muzułmanów? Przecież nie możemy lekceważyć ponad miliarda osób, które kocha Bóg. To prawda, że wielu muzułmanów sprzeciwia się Ewangelii, ale większość chce ją usłyszeć. Ci mężczyźni z Libanu – muzułmańscy fundamentaliści – szanowali Lena i mnie. Mój przyjaciel, George Otis, powiedział kiedyś: „Islam nie będzie liczył się z Kościołem, który się ukrywa”.
Jestem chrześcijaninem; poszedłem tam posłuszny Bożemu Słowu i z pragnieniem ukazania im Chrystusa. Jednak mój rozmówca miał rację, jedna wizyta w obozie nie mogła wiele zmienić. Spędziłem tam kilka godzin, po czym wróciłem do wygodnego domu w Holandii. Miliony ludzi na Bliskim Wschodzie żyją w poczuciu beznadziei. Nie ma więc większego znaczenia, że jeden człowiek raz na jakiś czas odwiedzi garstkę z nich. Bóg powinien na stałe zamieszkać w Izraelu, na Zachodnim Brzegu, w Strefie Gazy – wszędzie tam, gdzie szaleje wojna między Izraelem a Palestyńczykami. Potrzeba nie kilku obcokrajowców, ale żywego, oddychającego, energicznego Kościoła. Prawdziwi chrześcijanie żyjący na tamtych terenach powinni pokazać fundamentalistom trawionym nienawiścią, że Boża droga miłości jest potężniejsza niż ich nienawiść. Tylko czy chrześcijanie żyjący tuż obok Hamasu i innych fundamentalistów są gotowi podjąć się tego zadania? Tego właśnie chciałem się dowiedzieć. Jaki powinien być następny krok?
Na moim biurku leżał stos skrawków papieru, na których wypisane były imiona i adresy. Każdy z tych mężczyzn miał jakąś rodzinę. W wyniku ich deportacji ucierpiało dodatkowo jakieś trzy tysiące osób. Czy one nie potrzebowały miłości Chrystusa? Mógłbym na początek odwiedzić rodziny deportowanych. Jednak nie sam – chciałem zabrać ze sobą lidera palestyńskich chrześcijan. Tak się złożyło, że znałem odpowiednią osobę. Podniosłem słuchawkę, zadzwoniłem do biura podróży i zamówiłem bilet do Izraela.
Na stronie OpenDoors czytam: książki i DVD są rozprowadzane jako "cegiełki" na pozyskanie środków finansowych dla naszych projektów. Zamawiając produkty w naszym biurze wspierasz nasze działania (50% to koszty produkcji a kolejne 50% pomaga nam nieść pomoc prześladowanym chrześcijanom).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?