Wstyd się przyznać, ale były czasy, w których oglądałem „Rambo III” (Z drugiej strony: kto nie oglądał, niech pierwszy rzuci kamień). Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że z tego militarystycznego filmu przeskoczyła na mnie iskierka duchowa.
Chodzi o scenę rozmowy Rambo z afgańskimi mudżahedinami. Jeden z nich oświadczył, że oni uznali się już za martwych. Odtąd nie żyją już dla siebie, ale dla swej misji (czyli walki z Armią Czerwoną). Jeśli nawet polegną, to ich śmierć niczego nie zmieni, bo już wcześniej oddali swe życie.
Ta scena z niezbyt ambitnego filmu przypomniała mi o tym, czego uczy Biblia:
„Przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani”
„Teraz już nie ja żyję, lecz żyje w mnie Chrystus.”
„Dla mnie życie to Chrystus, a śmierć to zysk.”
Do tego katalogu dodałbym jeszcze fragment dzisiejszego czytania mszalnego: „Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.”
Na progu Wielkiego Postu muszę stwierdzić, że jestem o krok od utraty życia, bo usiłuję zachować swoje życie. Trzymam się go i to kurczowo. Bliżej mi do tłustego kocura niż do Chrystusowego wojownika. Jestem raczej leniwym konsumentem niż artystą wiary.
Daj, Boże, żeby przez te najbliższe 40 dni zmieniła się moja mentalność. Żebym bardziej był niż miał. Bardziej tworzył niż konsumował. Bardziej szukał służby i ofiary niż własnej wygody.
Wtedy zachowam życie. Wtedy zmartwychwstanie Chrystusa będzie dla mnie czymś więcej niż tylko dorocznym wspomnieniem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...