Musical? Realistyczne kino o życiu na wsi? A może film biblijny?
mat. prasowy Gatunkowo trudno go zdefiniować. Jedno nie ulega natomiast żadnej wątpliwości – nakręcony w 1971 roku przez Normana Jewisona „Skrzypek na dachu” niemal z miejsca stał się klasykiem i jest jednym z tych obrazów, które po prostu muszą znaleźć się na liście Filmów wszech czasów.
Film był ekranizacją broadwayowskiego musicalu, który znowu dość luźno opierał na książce „Dzieje Tewji Mleczarza”. Głównym bohaterem jest mieszkający we wsi Anatewka żyd Tewje, który chce wydać za mąż swoje córki. W tle zaś mamy narodziny komunizmu, rewolucję 1905 roku oraz… Biblię, Biblię, Biblię.
Zmieniają się pory roku, a wraz z nimi nie tylko pejzaże, ale i rodzaje prac polowych. Film bardzo realistycznie ukazuje życie codzienne na ukraińskiej wsi, czym już może nieco szokować. Wszak po hollywoodzkim musicalu powinniśmy się spodziewać kiczu, sztuczności i kostiumów we wszystkich kolorach tęczy. Tymczasem tutaj oglądamy obrazki, jak z „Chłopów” Reymonta.
Taki był jednak zamysł twórców „Skrzypka na dachu” – ukazać korzenie, życie własnych ojców i dziadków, którzy zmuszeni zostali do opuszczenia swych sztetli w Europie Środko-Wschodniej i emigracji za ocean.
Jakby tego było mało, w dialogach i tekstach śpiewanych tu piosenek nieustannie pojawiają się imiona biblijnych bohaterów, czy aluzje do starotestamentalnych historii. Wynika to rzecz jasna ze specyficznej, żydowskiej mentalności i religijności, w której myśli się o Bogu i Słowie Bożym niemal nieustannie.
„Jak mówi Dobra Księga…” – właśnie od tego sformułowania lubi rozpoczynać swoje wypowiedzi Tewje. Następnie zaś przytacza (nie zawsze poprawnie), któreś z biblijnych zdań i… tu zaczynają się kłopoty. Jego rozmówcy bowiem równie (nie)dobrze znają Torę, co zwykle kończy się jedną wielka awanturą o Mojżesza, Abrahama, czy Dawida. A wszystkich i tak przebija przybyły z Kijowa student Perczyk, który Pięcioksiąg odczytuje jako… opowieść o wyzysku klasy robotniczej.
Ale prócz tych zabawnych scenek, jest tutaj także wiele innych i to bardzo pięknych odniesień biblijnych. Szczególnie zachwyca tekst utworu „Miracle Of Miracles”. Zakochana córka Tewjego i jej narzeczony tańczą w lesie, chłopak zaś śpiewa o wszystkich boskich cudach. O Danielu, który przeżył w jaskini lwów, o runięciu murów Jerycha, o przejściu Izraelitów przez Morze Czerwone, ulepieniu człowieka z gliny, pokonaniu Goliata…
Piosenka ta trwa niespełna dwie minuty, a naszpikowana jest nieprawdopodobną ilością biblijnych odniesień. I tak jest niemal przez cały film. Nawet w najsłynniejszym przeboju z musicalu, piosence „Gdybym był bogaty”, mowa jest o Talmudzie, boskim planie, stworzeniu przez Boga jagnięcia i lwa.
Przy braku znajomości Starego Testamentu wszystkie te nawiązania stają się dla widza niezrozumiałe.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów oraz ABC filmu biblijnego
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?