Na drogach poza miastem ruch, bo każdy, kto tylko może, rusza na wyczekany urlop, a święty Krzysztof ma w tym czasie ręce pełne roboty.
Bardzo fajnie się składa, że wspomnienie świętego Krzysztofa wypada akurat w samym środku wakacji. Na drogach poza miastem ruch, bo każdy kto tylko może rusza na wyczekany urlop, a święty Krzysztof - można powiedzieć - ma w tym czasie ręce pełne roboty. Wielu moich bliskich i znajomych ma przy kluczykach od samochodu brelok przedstawiający tego świętego. Wiele osób - jeśli jeszcze tego nie zrobiło - to pewnie w najbliższą niedzielę podjedzie swoimi samochodami pod kościół, żeby je poświęcić i prosić, aby dobrze i bezpiecznie im służyły.
Jednak warto pamiętać o tym, o czym przypomniał ks. Mirosława Dragiel, kapelan mazowieckiej policji: często największe zagrożenie drzemie w nas samych. Dodałbym, że zagrożenie związane z "nadużywaniem" wstawiennictwa św. Krzysztofa może być nawet podwójne.
Pierwsze zagrożenie jest oczywiste: nie wystarczy modlić się za wstawiennictwem świętego Krzysztofa, prosić go o opiekę w czasie podróży, a potem siadać za kierownicę i zapominać o przepisach drogowych i przede wszystkim o szacunku dla życia własnego i innych. Gaz w podłogę, ręka na klakson i jazda, bo przecież św. Krzysztof czuwa.
To trochę nieporozumienie. Modlitwa nie zwalnia nas z myślenia, nie zwalnia z odpowiedzialności. Modlitwa raczej jest naszą zgodą na to, że czasami mogą się wydarzyć rzeczy, z którymi sami sobie nie poradzimy i dlatego szukamy wsparcia, pomocy Kogoś większego. Jeśli ktoś uważa się za świetnego kierowcę, bo w swojej szybkiej maszynie potrafi przejechać trasę w takim tempie, o jakim innym się nawet nie śniło, to powinien zrewidować nieco własne poglądy.
Dobrze jest zdawać sobie sprawę, że są rzeczy, wobec których możemy się okazać bezradni. I ta świadomość właśnie powinna być jedną z cech dobrego kierowcy. Zasadą ograniczonego zaufania na drodze powinno się kierować także w odniesieniu do samego siebie. Czasem może się zdarzyć nieprzewidywalna awaria, czasem jakieś, zaskakujące zachowanie innego uczestnika ruchu, dziura w drodze, zwierzę... można by tak wyliczać i wyliczać. Trzeba takie czynniki też brać pod uwagę siadając za kółko i podróżując naszymi pięknymi drogami. O to, by takie rzeczy nam się nie przytrafiały, możemy się faktycznie modlić i prosić o opiekę.
Kiedy jednak prosimy o to, by bezpiecznie dotrzeć na miejsce, a zachowujemy się tak, jakby zależało nam na czymś dokładnie przeciwnym, pojawia się drugie zagrożenie. Polega ono na tym, że traktujemy modlitwę jak zaklęcie, świętego Krzysztofa jak bożka, a breloczki czy obrazki z jego wizerunkiem jak czarodziejskie talizmany.
Różnica pomiędzy magią i religią polega bowiem na tym, że w magii stosuje się pewne zabiegi, które mają zmusić takie czy inne siły nadprzyrodzone do uległości względem naszej woli. Z religią jest inaczej. Tu nie ma miejsca na handel i zaklęcia, które na pewno zadziałają tak, jak chcemy. Nasza relacja z Bogiem nie może wyglądać tak, że traktujemy Go jak złotą rybkę, która - jeśli tylko będziemy dla niej mili - będzie spełniać nasze zachcianki. Takie traktowanie naszej religijności jest niebezpieczne, prowadzi nas wręcz w stronę zabobonu i bałwochwalstwa. Dlatego dobrze jest wziąć sobie do serca słowa kapelana mazowieckiej policji i zastanowić się, czy faktycznie nie jest tak, że największym niebezpieczeństwem dla nas jesteśmy my sami. I czy niebezpieczeństwo, jakie generujemy, nie jest większe niż nam się wydaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?