Stwórca istnieje. Wszelkie argumenty za Jego nieistnieniem są bardzo słabe.
Czy Bóg istnieje naprawdę? Wbrew pozorom to intrygujące pytanie chyba prawie nikomu nie spędza dziś snu z powiek. Ci którzy wierzą odpowiadają „tak, oczywiście”. Ci którzy nie wierzą mówią o wymysłach. W tej sprawie, jak w wielu innych, fakty i poprawność rozumowania zdają się mieć znaczenie drugorzędne. Pierwszorzędne jest ludzkie „chcę”. I dotyczy to także, a może nawet przede wszystkim, wyznawców ateizmu.
Ukazała się ostatnio nakładem wydawnictwa „W drodze” niewielka książka Johna C. Lennoxa „Bóg i Stephen Hawking”. Jej autor – to dość istotne – jest profesorem matematyki Uniwersytetu Oksfordzkiego. Na 130 stroniczkach swojej pracy wykazuje błędy w rozumowaniu tej jednej z sztandarowych postaci współczesnego ateizmu. A konkretnie w napisanej do spółki z Leonardem Mlodinowem książce „Wielki projekt”. Dzieło wielkiego fizyka miało ostatecznie zdyskredytować wszelką wiarę w Boga, a Jego samego ukazać jako wymysł ludzkich przesądów. Argumenty tej klasy uczonego, jakim jest Stephen Hawking mają swoją wagę. Zwykłym zjadaczom chleba, nieobeznanym z naukami i metodologią nauk mogą się wydawać przytłaczające. Ale kiedy te argumenty zaczyna analizować matematyk, znacznie łatwiej dostrzegający błędy w rozumowaniu. Błędy każące za błędne uznać płynące z rozumowania wnioski.
Interesujący się tematyką sporu ateistycznej części świata naukowego z uznającymi istnienie Boga teistami czytając książkę Lennoxa zauważą pewnie, że od wielu dziesięcioleci niewiele się w tym temacie zmieniło. Piewcy „naukowego” ateizmu jak mantrę powtarzają te same, po wielokroć już obalane tezy. Dla niepoznaki ubierają je tylko w coraz to nowe naukowe teorie i posiłkują się nowymi odkryciami. Ich sedno pozostaje jednak takie samo. Ciągle też z nutką wyższości zarzucają wierzącym brak rzetelnej wiedzy, siebie samych przedstawiając jako luminarzy nauki w świecie zacofania i przesądów. Jednocześnie nieustannie popełniają te same, dyskwalifikujące ich wnioski błędy w rozumowaniu. Odpowiadanie na tak sformułowane zarzuty wobec teizmu w tym kontekście wydaje się pracą Syzyfa. Jednak dla wielu wierzących, dotąd – choćby z racji wieku – mało obeznanych z ową dyskusją to problem bardzo poważny. Stąd dobrze, że ukazała się kolejna książka podejmująca z tymi zarzutami polemikę.
Jakie błędy popełnia Hawking a przed nim wielu innych? to błędy? Ot, jeden z istotniejszych. Bodaj w piątej klasie podstawówki na lekcjach religii przerabiano niegdyś temat „Bóg rządzi i kieruje światem przez prawa przyrody”. Czy jakoś podobnie. To dość oczywiste, że mądry Stwórca nie musi ciągle ingerować w stworzony przez siebie świat. Brać konewki, gdy ma padać deszcz albo rzucać piorunami, gdy ma być burza. Niestety, prawda ta przestaje być oczywista, gdy w grę wchodzą procesy znacznie mniej nam znane, jakim jest ewolucja gatunków, powstanie człowieka czy – jak w przypadku Hawkinga – początek świata.
Tu krytykujący wiarę z pozycji naukowych – podobnie zresztą jak część wierzących – zaczynają traktować Stwórcę jako swoistą „zapchajdziurę”. Drudzy, zamiast poszukać wyjaśnienia tych zjawisk w prawach przyrody bardzo szybko mówią o cudzie (choć akurat teologiczna definicja cudu nie zawiera pojęcia sprzeczności z prawami natury). Pierwsi, z powodu możliwości wyjaśnienia tych zjawisk prawami przyrody ogłaszają, że skoro Bóg nie dał się „złapać na gorącym uczynku”, to na pewno Go nie ma. Tymczasem wystarczy trochę konsekwencji: jeśli Bóg stworzył świat, to przecież nie tylko samą materię, ale i rządzące nią prawa. Jeśli badając świat można odkryć Boga to nie w „ręcznym sterowaniu” światem, ale tylko mądrym zamyśle, z jakim jest zbudowany.
Lennox w swojej książce wskazuje też na inne tego rodzaju zarzuty wobec wiary. Hawking twierdzi na przykład, że świat (czy „wieloświat” – wiele różnych światów) może wyłaniać się samoistnie dzięki prawom przyrody. Po pierwsze, wskazuje to, że wielki fizyk nie rozumie co ma na myśli filozofia i teologia mówiąc „nic”. Bo przecież prawa przyrody, nawet bez istniejącej materii, to już „coś”. Przy okazji rodzi się też pytanie o to, dlaczego niby łatwej byłoby przyjąć istnienie wielu różnych światów, o których nasza wiedza naukowa dziś właściwie nic nie wie oprócz tego, że matematycznie taki model wydaje się możliwy, niż istnienie Boga. Widać Hawking, podobnie jak wielu jego poprzedników, odrzuca możliwość poznania prawdy inaczej niż drogą przyrodniczych badań, ale dla swoich dywagacji czyni wyjątek; nie zauważa, że sam uprawia filozofię i (anty)teologię, której prawo do wypowiadania się o rzeczywistości wcześniej zdecydowanie neguje.
Albo kwestia istnienia wolności, wolnej woli. Jeśli ona nie istnieje, a to, co wydaje się nam wolnością jest tylko zdeterminowaniem będącym wynikiem biochemicznych procesów, to niby dlaczego rozumowanie Hawkinga i podobnie jak on myślących miałoby być od tego determinizmu niezależne?
Książka Johna C. Lennoxa, choć niewielka, zawiera więcej podobnych konstatacji. Na pewno powinni ją przeczytać ci, którzy mają problem z pogodzeniem swojej wiedzy przyrodniczej z wiarą. Ale będzie ciekawa i dla tych, którzy ten problem przerobili dawno temu. Warto pewne sprawy sobie odświeżyć. I z powodu swojej wiary nie wpadać w kompleksy. Przecież – jak to przypomniał autor książki – gdy znajdujemy wypisane na piasku czyjeś imię raczej skłaniamy się ku tezie, że napis stworzyła jakaś inteligencja, a nie że powstał on samoistnie, wskutek działania jakichś praw, prawda?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?