Ustawa o neutralności religijnej, którą w ubiegłym tygodniu uchwalono w Quebecu, frankofońskiej prowincji Kanady, budzi coraz większe kontrowersje. Rząd Quebecu doprecyzowuje przepisy, a niektóre miasta otwarcie informują, że nie będą jej stosować.
Ustawa przewiduje, że urzędnicy, lekarze, nauczyciele, wychowawcy w przedszkolach nie będą mogli zasłaniać twarzy, tak jak i ich klienci, pacjenci czy uczniowie.
"Pracownik instytucji publicznej musi wykazać neutralność religijną podczas wykonywania swoich funkcji. Musi czuwać nad tym, by nie faworyzować lub dyskryminować kogokolwiek z tego powodu, że przynależy - lub nie - do jakiegokolwiek wyznania". Ustawa przewiduje możliwość uzasadnionych wyjątków (tzw. accomodement), rozważanych w odniesieniu do konkretnej sytuacji.
W związku z niejasnościami interpretacyjnymi rząd prowincji od kilku dni wyjaśnia, że odsłonięta twarz jest obowiązkiem w chwili "interakcji", czyli np. w chwili, gdy osoba z zasłoniętą twarzą wchodzi do autobusu i musi pokazać kierowcy dokument ze zdjęciem uprawniający do ulgowych opłat. Potem może podróżować z zasłoniętą twarzą. W oficjalnym komunikacie rządu prowincji mówi się o komunikacji, jawnej tożsamości i bezpieczeństwie.
Rzeczniczka ministerstwa sprawiedliwości Isabelle Marier St-Onge podkreślała, że prawo będzie stosowane "zdroworozsądkowo". Premier Quebecu Philippe Couillard, którego wypowiedź zacytował dziennik "Le Devoir", podkreśla, że obowiązek odsłonięcia twarzy nie ma nic wspólnego z religijną neutralnością państwa. "Tu nie chodzi o religię. Chodzi o możliwość komunikacji między ludźmi, zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o złożone kwestie. To wymaga odsłoniętej twarzy w ramach usług publicznych, a nie o wprowadzanie przepisów określających, jak ludzie mają się ubierać w miejscach publicznych".
Nowe prawo nie dotyczy symboli religijnych będących częścią dziedzictwa kulturowego Quebecu, stąd np. krzyż wiszący w Zgromadzeniu Narodowym (jednoizbowy parlament prowincji) ma pozostać na swoim miejscu. W ustawie nie padają słowa "nikab" czy "burka", niemniej środowiska muzułmańskie i komentatorzy podkreślają, że nowe prawo utrudni życie przede wszystkim najbardziej konserwatywnym muzułmankom, które zasłaniają twarz.
Burmistrz Montrealu Denis Coderre sprzeciwił się stosowaniu nowych przepisów, krytykując rząd, że "jednego dnia ma tak być w ogóle w autobusie, drugiego dnia tylko przy wejściu". Przedstawiciele szkół wyższych już mówią, że nie będą "nikabową policją". Premier Alberty Rachel Notley i premier Ontario Kathleen Wynne skrytykowały rozwiązania przyjęte w Quebecu.
Premier Kanady Justin Trudeau mówił w środę, że należy raczej chronić mniejszości oraz że rząd federalny zastanowi się, jakie ma możliwości działania.
Minister sprawiedliwości Quebecu Stephanie Vallee uważa, że nowe przepisy są konstytucyjne. Są też równoległe opinie o niekonstytucyjności nowej ustawy, jednak ostatecznie musiałby to stwierdzić Sąd Najwyższy.
Nawet wówczas rząd prowincji może wykorzystać zawartą w kanadyjskiej konstytucji klauzulę dającą prowincjom prawo odrzucania orzeczeń Sądu Najwyższego Kanady. To w zasadzie niestosowana tzw. notwithstanding clause, prawo do czasowego podtrzymania obowiązywania zakwestionowanych przepisów. O tej możliwości mówiono już w 2013 r., gdy mniejszościowy rząd separatystycznej Partii Quebeckiej zaczął prace nad tzw. Kartą Laickości (tych przepisów nie uchwalono). Niemniej sama debata już wówczas pokazała, jak podkreślali komentatorzy, że tylko pozornie w kanadyjskim społeczeństwie nie ma podziałów. Cytowano przykłady, gdy np. muzułmańscy studenci odmawiali brania udziałów w zajęciach, na których były obecne kobiety. Nawet część przeciwników Karty Laickości mówiła, że była ona złą odpowiedzią na dobrze postawione pytanie.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...