Od redakcji: poniższy tekst przesłał nam p. Ratomir Wilkowski, członek Rodzimego Kościoła Polskiego. Jest to skrócona wersja tekstu przygotowanego, jak zaznacza autor, "specjalnie do publikacji na portalu pro katolickim - zaadresowanego do odbiorcy dotąd nie mającego zasadniczo większej styczności z rodzimowierstwem i związanych z nim zagadnieniami".
Nieścisłości i przekłamania
Jednym z najcięższych, powtarzających się co jakiś czas zarzutów jest to, jakoby pogaństwo legło u podstaw hitleryzmu. Niewątpliwie Hitler w swej polityce dopuszczał pewne elementy okultyzmu, ale chodziło tu głownie o te jego aspekty (nie koniecznie nawet związane choćby z mitologią nordycką czy nawet pogaństwem jako takim) mające zapewnić mu utrzymanie lub pogłębienie już posiadanej władzy. Kwestie religijne bowiem (niezależnie od rodzaju) Hitler traktował głównie w sposób instrumentalny, użyteczny dla swej polityki. Rząd III Rzeszy po prostu zwyczajnie wykorzystywał wszystko to, co we własnym mniemaniu mogło wspomóc ich dążenia do dominacji (jak np. podpisanie konkordatu z Kościołem Katolickim).
Kolejną stosunkowo często spotykaną krytyką pogaństwa są oskarżenia o bałwochwalstwo, w potocznym rozumieniu tego słowa znaczeniu - czyli o oddawanie bezpośredniej czci przedmiotom (posągom, elementom lub zjawiskom sił natury)... W tym jednak znaczeniu - żywcem przeniesionym ze średniowiecznego postrzegania etnicznych wierzeń przez chrześcijaństwo - analogicznie moglibyśmy obecnie paradoksalnie postrzegać też katolicyzm (z całym tym jego szeregiem świętych figur, obrazów czy magicznych przedmiotów zwanych relikwiami)...
A przecież podobnie tak jak w katolicyzmie tak również w rodzimowierstwie czy nawet neopogaństwie nikt tak naprawdę nie uważa, że drewniana figura czy posąg, będące jedynie wyobrażeniem pewnego bytu, są mu rzeczywiście tożsame... Tak bowiem jak nie rozmawiamy z telefonem, a przez telefon, tak nie modlimy się do posągu, lecz do pewnego bytu wyższego (który w sporym uproszczeniu, dany posąg może symbolizować).
Innym, nie do końca prawdziwym zarzutem, z jakim z kolei często spotyka się samo rodzimowierstwo słowiańskie, jest posądzenie go antychrześcijańskość (przy czym nie powinno się tego mylić z antyklerykalizmem, w stosunku co do którego stanowisko większości tzw. innowierców, a zapewne także wielu chrześcijan, jest zapewne dość podobne).
O ile jednak rodzimowierstwo jest "antychrześcijańskie", to zapewne nie bardziej niż większość innych niechrześcijańskich systemów wyznaniowych, ani też nie bardziej niż chrześcijaństwo jest antyrodzimowiercze, czy antyjakiekolwiekinnewyznaniowo... To, że rodzimowiercy starają się zachować pamięć dawnych wydarzeń, z którymi nierozerwalnie związana jest rodzima kultura i religia, nie czyni z nich jeszcze w jakiś szczególny sposób antychrześcijańskimi...
W rodzimowierstwie słowiańskim, które raczej trudno zaliczyć do systemów dogmatycznych, dość powszechny jest pogląd, że tak jak ludzie są różni (choćby przez uwarunkowania społeczno-kulturowe) tak dany, możliwy dostępny dla każdej z tych osób, sposób zbliżenia się do Boga Najwyższego może być różny.
Co więcej - rodzimowierstwo słowiańskie zasadniczo nie wykazuje jakiejś specjalnej potrzeby "nawracania" czy werbowania nowych członków (a w konsekwencji nie podejmuje też żadnych specjalnych działań w tym kierunku). Generalnie wychodzi bowiem z założenia, że jeżeli ktoś odczuwa dostatecznie silny związek z pogańskim dziedzictwem swoich przodków, to prędzej czy później na to rodzimowierstwo i tak sam trafi... że rodzimowiercą się albo jest albo nie (bo rodzimowierstwo słowiańskie to nie tylko system wyznaniowy, ale również swego rodzaju filozofia życiowa) i kwestią pozostaje jedynie, kiedy dana osoba ostatecznie ten fakt (bycia lub nie rodzimowiercą) sobie uświadomi.