Żyli na Białostocczyźnie od XVII w. W ostatnich dekadach XX wieku masowo opuszczali swoje wioski, szukając lepszego życia w miastach. Dziś Tatarzy wracają na Podlasie, by być atrakcją turystyczną tego regionu.
Więcej tu zmarłych
Po okazalszym i starszym od bohonickiego meczecie w Kruszynianach oprowadza młody Tatar Dżemil Gembicki. Na niebieskiej koszulce nosi mały herb Anglii. – Brat tam teraz mieszka. Choć w okolicy wolą jeździć do Belgii – komentuje widziane przeze mnie czerwone rejestracje. Szczególny nacisk kładzie na to, by nie mieszać Tatarów z Arabami i Persami. Wylicza odmienne obyczaje (wspólną zabawę weselną mężczyzn i kobiet, wylewanie wody na świeży pochówek) i podkreśla odżegnywanie się Tatarów do islamskiego fundamentalizmu.
Moja komórka łapie tu tylko białoruską sieć. – Oj, to nie odbierać. 8 złotych skasuje już za połączenie. Dopiero w Krynkach będzie zasięg – ostrzega Dżemil. Jeszcze przed wojną Bohoniki i Kruszyniany pozostawały w orbicie oddziaływania Grodna, ku któremu naturalnie ciążyły. Jałtańska granica Polski z ZSRR przecięła te więzy. Po wschodniej stronie granicy zostało też 17 gmin tatarskich (m.in. wspomniane Iwie), których członkom sowieckie władze niechętnie przyznawały prawo do repatriacji wraz z Polakami. Zostało i Wilno, do 1939 r. siedziba wielkiego muftiego Rzeczpospolitej – Jakuba Szynkiewicza. A teraz i w tych dwóch wsiach, które zostały po zachodniej stronie granicy, Tatarów niewielu. Po kilka rodzin. Około 2 tys. polskich potomków uchodźców ze Złotej Ordy mieszka rozsianych głównie w wielkich miastach: Białymstoku, Gdańsku i Warszawie. Znacznie więcej tu zmarłych. Na dwóch miejscowych mizarach – cmentarzach – nadal chcą być chowani Tatarzy z całej Polski. Mieszanka polskich, arabskich i rosyjskich (na starszych nagrobkach) napisów robi niesamowite wrażenie. Dżemil wspomina, że arabskim turystom nie zawsze podobają się, umieszczone zgodnie z polskim zwyczajem, na niektórych nagrobkach zdjęcia zmarłych.
Agroturystyka u Tatarki
Dżenneta Bogdanowicz prowadzi tatarskie gospodarstwo agroturystyczne. Przekazuję pozdrowienia od kierowcy terenówki. Okazuje się, że podwiózł mnie dr Artur Konopacki, historyk i autor wielu książek o historii Tatarów polskich. Dżenneta, zabiegana między kuchnią i klientami, ciągle uśmiechnięta, kryguje się, gdy nazywam ją królową prężnie rozwijającego się ośrodka. Pozuje do zdjęcia na tle niezliczonych dyplomów i pamiątek, gdy wspominam, że pierwszy raz dowiedziałem się o jej gospodarstwie z reportażu w arabskiej telewizji al-Dżazira w 2005 r. Nie narzeka na kryzys. Turystów jest z każdym rokiem więcej, coraz częściej pojawiają się też chętni do kupienia ziemi w Kruszynianach. Przed gospodarstwem stoją dwie jurty – sprowadzone z Mongolii. Zamawiam w końcu jedzenie, w tym zupę z kurek, które właśnie obrodziły w okolicznych lasach. Co do picia? Zmęczony upałem mam ochotę na piwo. Nie ma. Nie u muzułmanów. Wcale nie gorzej gasi pragnienie woda z lodem, miętą i cytryną.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»