Żyli na Białostocczyźnie od XVII w. W ostatnich dekadach XX wieku masowo opuszczali swoje wioski, szukając lepszego życia w miastach. Dziś Tatarzy wracają na Podlasie, by być atrakcją turystyczną tego regionu.
„Toż to nasi. Przyjechali z Iwia”. Nasi, czyli Tatarzy. „Teraz siada, będzie wykład. Niech dokładnie słucha i uważa, będzie zagadka”. Eugenia Radkiewicz obleka się w coś w rodzaju arabskiej abaji, wkłada na głowę tiubietiejkę. Staje na stopniach meczetowej „kazalnicy” – minbaru i zaczyna opowiadać o islamie, Tatarach i wyposażeniu meczetu. Zwraca uwagę podstawka pod Koran – dar kard. Henryka Gulbinowicza. Na koniec pytanie: „Kto zesłał Mahometowi Koran?”. Chcę się podlizać i odpowiadam z muzułmańskiego punktu widzenia: „Bóg”. Pani Eugenia kręci głową. „Dżebrail – anioł Gabriel”. „No, dobrze, że się poprawił. Przecież nie muzułmanin”.
Na odchodnym pytam o możliwość dotarcia do drugiego meczetu w Kruszynianach. To ponad 40 kilometrów. Bohoniki mała wioska, ale nawet i główną drogą nic już dziś wedle rozkładu do Kruszynian nie pojedzie. „Ale po co autobusem?” – dziwi się Tatarka. – „Tu wszyscy jeżdżą okazją”. Do głównej drogi idę przez Bobrowniki. W ciągu godziny mijam trzy gniazda z bocianami. Robotnicy wszędzie remontują drogi. Koło przystanku pod Starą Kamionką zatrzymuje się może czwarty samochód. Ledwo siadam, kierowca, starszy pan Piotr, zaczyna opisywać okolicę. Momentalnie przechodzi na „ty”. „Te drogi, co budują, to schetynówki – bo z dodatkiem państwowych funduszy. Do Kruszynian nie jadę, ale do Ostrówka dowiozę, a to już prawie Krynki. No, a Krynki to od niedawna znowu miasto.
Tam coś znajdziesz, znaczy autobus albo inną okazję. Tam była największa w Polsce garbarnia. Ale padła. A że Krynki w niecce, to tam są studnie wody artezyjskiej. Wszyscy ją tu pijemy – opowiada. – A co ty chcesz robić w Kruszynianach? A, do Tatarów przyjechałeś. No, oni stąd prawie całkiem powyjeżdżali, posprzedawali ziemię, jak wszyscy stąd do miasta, byle do miasta… A teraz by chcieli wrócić, wiesz, ale sprzedali wtedy tanio, a teraz trzeba kupić drogo. Więc już mało tych Tatarów. Więcej prawosławnych. No i tu mnie droga w lewo. Taka ładna nazwa – Pierożki” – pokazuje pan Piotr na drogowskaz, a ja stawiam nogi na asfalt. Jeszcze mnie woła na odchodnym: „A widzisz, w tamtych krzakach szkoła była. Ale jak ludzie powyjeżdżali, to i dzieci nie było. I tak stoi pusta”.
Przygodny przewodnik
Idę poboczem w stronę Krynek. Mija mnie kilka aut – od rana naliczyłem już parę z belgijską rejestracją. Po kilku minutach słyszę za sobą odgłos silnika. Macham, zatrzymuje się terenowy samochód. Mężczyzna w okularach przedstawia się: „Artur”. To jedyny z kierowców, który mówił do mnie tego dnia na „pan”. Jadąc ulicami Krynek, słucham go z coraz większym zaskoczeniem. Dostaję regularny wykład z historii i architektury. – Ciekawe w Krynkach jest wyjątkowe założenie sześciobocznego rynku, z 12 rozchodzącymi się ulicami. Efekt barokizacji. Po lewej widzi pan ruiny synagogi. W czasie wojny spalona, w 1971 r. władze wysadziły zachowany szkielet budynku w powietrze – opowiada mój przewodnik.
Zbaczamy do dworu w Górkach. Nie miałem o nim pojęcia.
Niegdyś w był w rękach tatarskiej rodziny Krzeczowskich. Dowiaduję się, że Tatarzy, uchodźcy z walk o władzę w Złotej Ordzie i jej państwach sukcesyjnych, chronili się w granicach Rzeczypospolitej, otrzymywali ziemię – głównie we wsiach wokół zamków – w Grodnie, Wilnie czy Lidzie. Jako że uchodźcami byli niemal wyłącznie mężczyźni, królowie polscy pozwolili im brać sobie miejscowe szlachcianki za żony i wychowywać dzieci po muzułmańsku. Przejmowali nazwiska i herby polskiej oraz litewskiej szlachty: Korycki, Gembicki, Konopacki… Choć niektórzy zachowali i tatarskie, z dodaną polską końcówką: Milkamanowicz, Bazarewicz, Szahidewicz… W XIX w. Tatarzy zaczęli opuszczać ziemię i dwory. Podobnie jak polska szlachta, po ukazie uwłaszczeniowym często nie potrafili dogadać się z chłopami i utrzymać się z ziemi. Gdy wjeżdżamy do Kruszynian, wiem już, że pan Artur wcale nie miał zamiaru tu jechać. Podwiózł mnie, nakładając drogi. „Widzi pan ten napis?” – wskazuje na żółtą tablicę. – „Proszę pozdrowić Dżennetę”. „Dżennet” znaczy z arabskiego raj.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...