Tańcząc przez długie godziny, chasydzi przemienili ponurą, brudną salę GS-u w pełen światła przedsionek nieba. Szeptali modlitwy nad grobem Dawida z Lelowa, wierząc, że cadyk ma zdolność przekazania ich Temu, którego Imienia nie odważają się głośno wymawiać.
Policzek od cadyka
Zaplecze GS-u przerobiono na ohel (grobowiec). Dwóch żydów odmawia modlitwy, kołysząc się miarowo w przód i tył. – Choroba sieroca – rzuca jakiś przechodzień. Chasydzi ściskają w rękach kwitłech – małe karteczki z prośbami. Kładą je na grobowcu, wierząc, że Lelower ma zdolność przekazania ich Temu, którego Imienia nie odważają się głośno wymawiać.
Dlaczego Dawid z Lelowa został chasydem? Martin Buber w książce „Gog i Magog” wsadza w jego usta następującą opowieść: „Kiedy długimi umartwieniami, częstymi postami od szabatu do szabatu, nadto wszelkiego rodzaju udręczeniami nie tylko wycieńczyłem się, ale popadłem też w pychę i nieutulony smutek, usłyszałem, że są na świecie chasydzi. Pomyślałem sobie wtedy: muszę się im przyjrzeć, dziwne to wszak istoty, co sądzą, że sprawią cokolwiek bez żadnych umartwień. Wybrałem się więc w drogę do reb Elimelecha z Leżajska. Schowałem się w stuli za piecem. Elimelech podszedł wprost do mnie. Pyta mnie: »Skąd jesteś?«. »Z Lelowa« – mówię. »A kto u was – pyta – najwierniej i najstaranniej przestrzega wszystkich przepisów Tory?«. Milczałem, bo pomyślałem sobie: »Cóż mam odpowiedzieć, skoro w rzeczywistości ja nim jestem?«. On niedługo czekał, lecz kazał słudze wymierzyć mi dwa policzki i wyprowadzić za drzwi”.
Doprawdy niezwykły początek drogi. Po latach do Dawida, gorliwego chasyda, ciągnęły tłumy. Jaki był jeden z najsłynniejszych polskich cadyków? „Mądry, a zarazem dziecinny. Szczery wobec wszystkich, a zarazem chroniący w sercu jakąś tajemnicę, obcy wszelkiemu grzechowi – pisze Buber. – Przez długi czas nie chciał, by uważano go za cadyka, choć miał wielu wielbiących go zwolenników, którzy tego prostego człowieka porównywali nawet z królem Dawidem”. Według podań, był chromy, ale podczas tańca odzyskiwał pełnię władzy w nodze i mógł uzdrawiać także innych. Wyprzedzał swą epokę, gdyż pragnął pojednania pomiędzy chrześcijanami a żydami. Uczniowie nazywali go cadykiem, choć sam wzbraniał się przed tym. – Nie jestem godzien tego, by nazywać mnie sprawiedliwym, ponieważ wciąż jeszcze kocham swoich synów bardziej niż innych ludzi – tłumaczył.
Chasyd, czyli tam i z powrotem
„Bałagan, gwar, gwałtowna gestykulacja, nieustanna bieganina tam i z powrotem – oto jak wygląda atmosfera bet-ha midrasz, czyli domu nauki” – pisze M. Ouaknin w książce „Chasydzi”. Zdanie to idealnie oddaje klimat sali w Lelowie. Nieustanny ruch, śpiew, dynamika. Ojciec z synkiem na kolanach śpiewa pod nosem pieśń. Kilkudziesięciu facetów od trzech godzin ślęczy nad Torą. Czytają słowo Boże na brudnych schodach, przy zawalonych chałkami i resztami ryb ławach, przy drzwiach sali przerobionej na rytualną łaźnię, na których ktoś przyczepił kartkę „Mykwa 3$”. Mieszkańcy Lelowa siedzą właśnie przed telewizorami, śledząc przygotowania szczypiornistów do meczu z Hiszpanią. W salce GS-u kończy się szabat. Chasydzi wybierają nowego rabina. Poprzedni, Szymon Biderman, zmarł kilka miesięcy temu. Za zasłanym folią stole siedzi obok siebie trzech jego synów. Jeden z nich zostanie wielkim rabinem. Gdy kończy się szabat, a Lelów zaczyna tonąć w mroku, obwieszczono nowinę: Wielkim Rabinem został Aron Biderman z Izraela.
Rabin drżącym głosem odmawia błogosławieństwo nad świecą, wonnymi ziołami i winem. Tłum chasydów wyciąga ręce do płomienia. Rabin gasi płomień w odrobinie wina, które wylewa na talerzyk. Chasydzi rzucają się na spodeczek, by zamoczyć w winie swe palce. Starannie wcierają krople w powieki. Ma im to zapewnić błogosławieństwo.
Gdy wychodzimy z budynku GS-u w mroźną, rozgwieżdżoną noc, za zaparowanymi oknami trwa szalony taniec. Wirują brodaci mężczyźni, którzy wzięli sobie do serca słowa Nachmana z Bracławia: „Wszystkie choroby, które spadają na człowieka, biorą się z niedoceniania roli radości”.