Nikt nie ma raczej wątpliwości co do tego, że chrześcijaństwo jest religią. Tymczasem status buddyzmu pozostaje niejednoznaczny.
Gdy duchowość zaczyna służyć zwiększeniu naszego komfortu, ochronie przed niebezpieczeństwami oraz niewygodami wpisanymi w ludzką kondycję, to znak, że stała się ona w gruncie rzeczy materializmem, właśnie „materializmem duchowym". Dlatego tybetański mistrz nie miał złudzeń co do rzekomego odrodzenia religii; dostrzegał w nim jedynie swoiste alibi, zasłonę dymną dla wielkiej machiny marketingowej.
Czogiam Trungpa był niezwykle konsekwentny w swojej postawie i w swoich poglądach.
Oczekujemy od duchowości - pisał w jednej ze swoich książek - że przyniesie nam szczęście i komfort, mądrość i zbawienie. To egocentryczne podejście do duchowości musi zostać całkowicie odwrócone. („Aby połączyć niebo i ziemię, trzeba nam ufności i wiary we własne siły. Ponadto, łącząc niebo i ziemię, musimy przekroczyć samolubstwo. Nie może w nas być samolubstwa. Nic nie da samo myślenie: «Teraz mi się udało? Ha, ha!». Do połączenia nieba i ziemi dochodzi jedynie wtedy, kiedy całkowicie przekroczyliśmy egoistyczne podejście. Nikt nie zdoła połączyć nieba z ziemią będąc egoistą, ponieważ egoizm pozbawia nas zarówno nieba, jak i ziemi. Stajemy się wtedy więźniami sztucznego, plastikowego świata i jest to straszne. Połączenie nieba i ziemi jest możliwe jedynie poza sferą pożądania, poza sferą egoistycznych potrzeb". C. Trungpa, Szambala. Święta ścieżka wojownika, dz. cyt., s. 163.)
Spotykając ludzi ostentacyjnie bijących przed nim czołem, zwykł był pytać, czy coś zgubili. Kto nie miał okazji poznać otoczenia typowych mistrzów tybetańskich (złożonego zazwyczaj z kilku aroganckich i wyniosłych „szczęśliwców", którzy mieli prawo zbliżać się do mistrza, podczas gdy reszta śledziła każdy ich ruch z podziwem lub z zawiścią (celebracja wielkości buddyzmu kryje w sobie niekiedy prawdziwe okrucieństwo, które przejawia się w zupełnie arbitralnej kategoryzacji i hierarchizacji ludzi oraz jawnej pogardzie wobec tak zwanych „zwykłych śmiertelników"), ten nie jest w stanie zrozumieć, jak niebywały przełom stanowiła postawa otwartości i wewnętrznej wolności, jaką uosabiał sobą Trungpa.
Był on jednym z najważniejszych prekursorów Dharmy w świecie zachodnim. Jednocześnie, w opinii niektórych wschodnich „konserwatystów", uchodził za skrajnego obrazoburcę. Człowiek, który nie wahał się demaskować i potępiać wszelkich przejawów zepsucia, nie mógł być dobrze widziany w środowiskach broniących wizerunku buddysty jako kogoś z natury cichego i łagodnego, kto unika jakichkolwiek konfrontacji czy sporów.
Otóż Czogiam Trungpa nie był ani cichy, ani łagodny (przynajmniej nie w tym sensie, w jakim od dziecka wymaga się, by było „grzeczne i posłuszne"). Jego mądrość miała w sobie raczej coś z żarliwości, która nie stosuje żadnej taryfy ulgowej, niczego nie pozostawia nietkniętym, i w ten sposób ocala nieoczekiwane. Innymi słowy, poprzez właściwy sobie nonkonformizm myśl Trungpy uwalnia horyzont ludzkiego istnienia od ciężaru szarych chmur oczekiwań i lęków, które zazwyczaj go spowijają, i tym samym czyni go otwartym na każdą możliwość.
Właśnie ten sprzeciw, ta wyzwalająca prowokacyjność i ta bezkompro-misowość stanowią, w moim odczuciu, istotę autentycznej duchowości. Nie są one bynajmniej czymś specyficznie buddyjskim; odnajdujemy je również w nauczaniu Jezusa. Stwierdza On przecież: „Nie przyszedłem, aby przynieść pokój, ale miecz" (Mt 10, 34), a w innym miejscu: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i pragnę tylko tego, aby już zapłonął" (Łk 12, 49). Odkąd pamiętam, słowa te robiły na mnie ogromne
wrażenie! Jezus stawia także swoim uczniom niezwykle wysoką poprzeczkę: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie wart, i kto kocha syna albo córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie wart" (Mt 10, 37). Jak powie Pascal (Myśl 498): „Przed Jego przyjściem świat żył w fałszywym pokoju". Jezus jest zatem dla chrześcijan tym, który wybawia świat od fałszywego, pozornego pokoju, dając mu pokój rzeczywisty.
Duchowa ścieżka - tak buddysty, jak i chrześcijanina - nie jest wymoszczona płatkami lotosu. Wymaga ona pracy - ciężkiej, heroicznej, czasem nawet bolesnej, lecz zarazem cudownej!
Na tym etapie możemy dojść do wniosku, że powinniśmy porzucić grę w duchowy materializm: powinniśmy dać sobie spokój z wszelkimi próbami obrony i ulepszania siebie. Być może dostrzegliśmy, że nasz wysiłek jest bezowocny, i pragniemy poddać się, porzucić wszelkie próby obrony (C. Trungpa, Wolność od duchowego materializmu, dz. cyt., s. 30.).
Ta śmiała konstatacja - która zaprasza nas do tego, abyśmy byli radykalnie (a więc „u korzenia") sobą, abyśmy pozwolili sobie samym być, otwierając się na swój wewnętrzny nieład i zmieszanie - wyznacza, moim zdaniem, decydujący punkt w nauczaniu Buddy. W tym sensie buddyzm jawi mi się jako zaproszenie do radości - jednak nie do radości kontrolowanej czy wymuszonej, ale do takiej, której pozwalamy rozwijać się samoistnie i w całkowitej wolności... Zaproszenie do pełni prawdziwej radości! (...)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?