Nikt nie ma raczej wątpliwości co do tego, że chrześcijaństwo jest religią. Tymczasem status buddyzmu pozostaje niejednoznaczny.
Choć wydaje się to dziwne, większość z nas, ludzi Zachodu, umiejscawia go dokładnie pośrodku - między religią a systemem ateistycznym.
Niektórzy przekonują, że w przypadku tej tradycji należałoby mówić nie tyle o ateizmie, co raczej o agnostycyzmie. Argumentują, że buddyzm nie zna osobowego Boga-Stwórcy, że sam Budda nie przedstawia się jako zbawiciel („dawca łaski"), lecz raczej jako lekarz, który poprzez swoją naukę (Dharmę) stawia diagnozę i daje pacjentowi praktyczne wskazówki, prowadzące do duchowego uzdrowienia (Oświecenia).
Moje codzienne doświadczenie rzeczywiście potwierdza, że buddyzm jest daleki od tego, co zwykło się nazywać religią. Stanowi on przede wszystkim zbiór praktyk, wśród których naczelne miejsce zajmuje medytacja w pozycji siedzącej. To właśnie ona prowadzi do oczyszczenia naszego umysłu poprzez odkrycie jego rzeczywistej natury oraz do uleczenia naszego doświadczenia, dzięki czemu stajemy się zdolni do wnikliwego oglądu tego, co jest.
W tradycji tej nie ma miejsca na moralizowanie, bowiem nie chodzi w niej o przestrzeganie takich czy innych zasad, na przykład przykazań ustanowionych przez Boga, lecz o przywiązywanie możliwie największej uwagi, do tego, co czynimy, oraz o uświadamianie sobie różnych motywów, jakie stoją za naszymi wyborami.
Z drugiej jednak strony ścieżkę, którą kroczy buddysta, wypełniają również doświadczenia duchowe, pod wieloma względami przypominające te, które były udziałem Ojców Kościoła czy wielkich mistyków chrześcijańskich.
Owa oscylacja naznaczyła także moją osobistą drogę. Tradycje monoteistyczne, z którymi spotkałem się jeszcze jako dziecko, wydały mi się pełne poczucia winy, moralizatorstwa oraz infantylności, co zrodziło we mnie głębokie rozczarowanie i niechęć do wszelkich religii. Jednak buddyzm, ku któremu zwróciłem się jako młody człowiek, powoli, krok po kroku, zaczął odsłaniać przede mną duchowy sens, jaki skrywa każda religia.
Dziś nierzadko czuję się zażenowany sposobem, w jaki lekceważy się specyfikę i wyjątkowość tej tradycji, redukując ją do swego rodzaju ateizmu. W swojej najgłębszej istocie buddyzm stanowi prawdziwą prowokację wobec konformizmów wszelkiej maści - a takowe istnieją zarówno na gruncie ateizmu, jak i we wszystkich religiach. Prawda doświadczenia buddyjskiego leży bez wątpienia gdzieś pomiędzy znaczeniem, przypisywanym religii, a tym, jakie przypisuje się ateizmowi. (...)
Komercjalizacja buddyzmu
Buddyzm bywa przedstawiany jako droga osobistego rozwoju, promująca pokój, ład i harmonię. Jakiś czas temu, gdy jechałem autostradą, moją uwagę przykuł przydrożny billboard. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałem umieszczone na nim hasło: „Bądź ZEŃ!". Nie był to bynajmniej przypadek naruszenia przez państwo francuskie zasady laickości w przestrzeni publicznej, albowiem afisz ten nie reklamował szkoły buddyjskiej ani nie zachęcał obywateli do duchowego nawrócenia. Nie, chodziło o rzecz znacznie bardziej prozaiczną: był to komunikat dla kierowców, by zwolnili!
To przykre, że w naszej kulturze ta piękna i surowa tradycja często zostaje zredukowana do przesłania typu: „uspokój się", „wyluzuj" itp. Przypadek ów odzwierciedla sposób, w jaki wielu współczesnych ludzi Zachodu postrzega buddyzm. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą częściowo sami buddyści, którzy niekiedy naiwnie mniemają, iż tego rodzaju „popularyzacja" ich tradycji przysporzy jej dobrej sławy.
Już kilkadziesiąt lat temu Czogiam Trungpa, opierając się na genialnej i (jak pokazuje dzisiejsza sytuacja) proroczej intuicji, zdemaskował groźbę - jak sam to określił - „duchowego materializmu". Pytany, czy XXI wiek będzie stuleciem areligijnym, rinpocze odpowiedział, że fala duchowego materializmu bez wątpienia zaleje nasz świat, jednak przetrwa kilka samotnych wysepek, na których prawdziwa dyscyplina będzie zachowywana.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?