Mówi o sobie, że jest Żydem, który wybrał życie z Jezusem. Nawet jako ultraortodoksyjny rabin czuł ogromną tęsknotę za Bogiem. A szczególną miłością obdarzył Chrystusa Ukrzyżowanego.
Historia Jeana-Marie Élie Setbona zaczyna się 10 czerwca 1964 roku w Paryżu. Urodził się w żydowskiej rodzinie, która nie zaliczała się do praktykujących, a on sam bardzo długo nie miał nawet świadomości, że jest Żydem. Jak sam podkreśla, odkrywanie własnej tożsamości przyszło w czasach szkolnych. – Rodzice zapisali mnie do szkoły żydowskiej. Było to działanie pragmatyczne, abym nie stał się chuliganem. W trakcie nauki poznawałem judaizm, a także żydowskie prawo. To było bardzo ważne doświadczenie dla przebiegu mojego życia, które ukształtowało i zakorzeniło mnie w mojej żydowskiej tożsamości – wspomina.
Jednak jeszcze zanim zaczął odkrywać swoją żydowską tożsamość, kilkuletni Jean-Marie doświadczył fascynacji Jezusem. Było to w czasie rodzinnych wakacji poza Paryżem, kiedy przy jednej z dróg zobaczył przydrożny krzyż. Wspomina, że nie mógł oderwać wzroku od ukrzyżowanego Chrystusa. Wspomina, że Jezus był dla niego osobą, która promieniowała ogromną miłością. – Paradoksalnie stałem się Żydem, który chciał lepiej poznać Chrystusa – mówi.
Ta fascynacja Jezusem wzrastała w nim na tyle, że największym pragnieniem stało się odwiedzenie katolickiego kościoła. – W tajemnicy przed wszystkimi – rodziną i kolegami – poszedłem do bazyliki Sacré-Cœur – wspomina. Miał zaledwie 12 lat, kiedy po raz pierwszy przyjął Komunię św. – Z perspektywy czasu wiem, że nie powinienem tego robić, ale ścieżki przygotowane dla nas przez Pana są naprawdę zaskakujące. Zaczynała się Msza św., której znaczenia zupełnie nie rozumiałem. Kiedy Bóg przez ręce kapłana dokonywał przeistoczenia, poczułem, że dzieje się coś ważnego, a w momencie rozdawania Komunii św. zapragnąłem podejść jak inni i otrzymać „to coś”, czego znaczenia także nie rozumiałem. To było wyjątkowe wydarzenie w moim życiu – podkreśla.
Od tego momentu w bazylice był co niedzielę. – W ciągu tygodnia byłem praktykującym Żydem, poznającym Biblię i prawo, uczącym się historii i języka hebrajskiego, noszącym jarmułkę i jedzącym koszerne potrawy, a w niedziele szedłem do bazyliki – mówi. Przyznaje, że czuł się coraz bardziej rozdarty wewnętrznie.
Po zakończeniu szkoły, w wieku 18 lat, postanowił szukać Boga w Izraelu. To tam przyjął żydowskie imię Eliasz. – Mieszkałem tam przez 8 lat, otrzymałem również formację rabiniczną w językach hebrajskim i aramejskim, przysłuchiwałem się ultraortodoksyjnym wykładom teologicznym i filozoficznym. Następnie powróciłem do Francji, gdzie odbyłem staż jako rabin – wspomina. Nosił brodę i zachowywał szabat, ale nadal w sercu słyszał głos wzywający go, aby przyjmował Ciało Chrystusa. – W Izraelu odrzuciłem go [głos Boga – przyp. aut.], bo uważałem, że pochodzi od szatana – mówi. Odwiedzał synagogę, czytał Torę, a w sercu czuł tęsknotę za Bogiem.
Ożenił się i został ojcem siedmiorga dzieci. Jego żona zmarła w 2004 roku. Był to trudny czas dla całej rodziny. Jeana-Marie Élie zupełnie pochłonęły domowe obowiązki. Przestał chodzić do synagogi i kościoła. Sytuacja zmieniła się 3 lata później. Gdy był z dziećmi na plaży, ogarnęło go przeświadczenie, że właśnie zmarł kard. Jean-Marie Lustiger, nawrócony Żyd. Powiedział o tym głośno swoim dzieciom. Po powrocie do domu przekonał się, że to prawda. Był to dla niego znak, by przyjąć chrzest św.
– W wieku 17 lat kupiłem Nowy Testament, który czytałem po kryjomu, i postanowiłem, że przyjmę chrzest św. To pragnienie dojrzewało we mnie, gdyż wtedy [w wieku 17 lat – przyp. aut.] nie było to wolą Bożą – mówi. Dopiero po latach, narażając się na negatywną reakcję, a nawet odrzucenie ze strony rodziny oraz kolegów i całego środowiska, zdecydował się na chrzest św., który przyjął 14 września 2008 roku. – Trzeba mieć odwagę bycia sobą, tak jak Chrystus. Najczęściej oznacza ona, że będziemy musieli płynąć pod prąd – w społeczeństwie i w rodzinie, do której należymy. Aby nauczyć się takiej odwagi, potrzebna jest osobista relacja z Bogiem i uzmysłowienie sobie, że jestem dla Niego ważny, jakiekolwiek nie byłyby moje błędy i wady. Św. Mateusz w Ewangelii przypomina nam, że jesteśmy światłem świata. Bóg nas kocha takimi, jakimi jesteśmy. Mamy służyć Jezusowi tam, gdzie zostaliśmy posłani – w pracy, szkole, polityce. Zwłaszcza w tym ostatnim aspekcie życia, ponieważ autorytet, który posiada władza, nie powinien prowadzić do tego, co jest przeciwne wierze chrześcijańskiej. Władza powinna być zakorzeniona w wartościach chrześcijańskich. Trzeba usunąć to rozdwojenie, ale nie dla wszystkich jest to oczywiste – podkreśla.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?