Wojna wypowiedziana wszystkim religiom

- Dość obskurantyzmu i mistycyzmu! - grzmi wódz. - Socjalizm buduje się znojem, nie modlitwami.

Trwa tropienie wierzących, którzy ośmielają się praktykować w domu. Zakamuflowani agenci Sigurimi wpadają do sąsiadów z wizytą, by wywęszyć ślady aktywności religijnej i złożyć stosowne donosy. W 1983 roku w Mirdicie ktoś wydaje władzy staruszkę, która uczy wnuki pacierza; kobieta umiera w trakcie tortur. Wielu pomaga reżimowi na własną rękę – w tej kwestii szczególnie użyteczni okazują się nauczyciele.

– Uwaga! – woła pani. – Teraz będzie trudne pytanie, kto dobrze odpowie, dostanie nagrodę. Co to jest?

I rysuje na tablicy dwie przecinające się linie. Dzieci siedzą spłoszone, nikt nie wie. W końcu jakiś maluch nie wytrzymuje i woła triumfująco:

– Krzyż!

Nauczycielka kiwa głową.

– Świetnie – chwali. – Poproś mamę i tatę, żeby przyszli jutro do szkoły. Chciałabym im coś powiedzieć.

– Wiedziałam, że na strychach i pod deskami podłóg ludzie wciąż ukrywają Pismo Święte, ikony, Koran, gromadzą się na cmentarzach, w prywatnych mieszkaniach i w górskich dolinach, by odprawiać nabożeństwa, przywożą duchownym jedzenie do więzień, przechowują w ukryciu naczynia i szaty liturgiczne. Sama zakopywałam w lesie znalezione różańce i modlitewniki.

Udało mi się skończyć szkołę pielęgniarską i odtąd jeździłam od wioski do wioski, doglądając i lecząc dzieci. Skoro nie mogłam żyć dla Boga, żyłam dla innych i każdego dnia dawałam im, ile tylko mogłam. To był mój akt oporu wobec władzy. Kiedyś wzięłam na plecy jednego chłopczyka, bo widziałam, że przez gorączkę już traci oddech, zaniosłam go do najbliższego szpitala i tak go uratowałam. Mimo wszystko miałam dobre życie, czułam się potrzebna, a ludzie odpowiadali mi dobrocią. Jako zakonnica w oczach władzy byłabym złem, jako pielęgniarka byłam szlachetna i użyteczna, co roku nagradzano mnie dyplomami.

Nigdy nie wyszłam za mąż, jakżeż? Całe życie czułam się siostrą zakonną, tyle że w świeckim ubraniu. Komunizm był systemem czasowników, nie idei – jedliśmy, pracowaliśmy, umieraliśmy, nic więcej. Narzucono nam filozofię marksizmu-leninizmu, ale ona była pusta, my wszyscy jako ludzie komunizmu byliśmy puści. A teraz? Teraz życie jest piękne, wiara jest piękna. W 1991 roku wróciłam do zakonu i wreszcie jestem wśród sióstr, które poznałam w latach czterdziestych. Wszystkie przez całe życie czułyśmy się zakonnicami. Dziś Albańczycy może i nie chodzą do kościoła, ale przynajmniej są wolni. Nie ma nic piękniejszego niż wolność.

Maria Tuci patrzy na nas z portretu: spokojna twarz o regularnych rysach i skupionym spojrzeniu. Kiedy żegnam się z siostrą Rozą, siostra Teresa, która do tej pory tylko się nam przysłuchiwała, proponuje, że zaprowadzi mnie do grobu błogosławionej Marii.

– Tyle cierpienia – mówi, gdy stoimy przy niedużym, białym sarkofagu. – Dziś żyjemy tylko po to, żeby żyć. Trudno uwierzyć, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu reżim mógł torturować młodą dziewczynę, kaleczyć, głodzić, oszpecić nie do poznania, tylko dlatego, że była wierząca, tylko dlatego, że nazwano ją wrogiem. Dziś młodzi są wolni i słabi. Kiedyś musieli być silni, żeby z godnością umrzeć.

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii". Autorka: Małgorzata Rejmer. Wydawnictwo: Czarne, 2018 r.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg