Wyrastający z hinduizmu ruch Hare Kriszna w Stanach Zjednoczonych, mimo swej ewolucji i „amerykanizacji” w ostatnim półwieczu, wcale nie przynosi więcej szczęścia swym wyznawcom, którzy spotykają się z przejawami przemocy psychicznej i fizycznej oraz „zatracają tam swoją osobowość”. Oznajmiła o tym Ruth Graham, redaktorka działu religijnego „New York Timesa”, baptystka, córka słynnego ewangelizatora Billy`ego Grahama, na łamach dziennika 23 maja.
Przypomniała na wstępie, że „ruch Hare Kriszna wyewoluował z XVI-wiecznej tradycji indyjskiej i pojawił się jako zjawisko światowe, gdy charyzmatyczny hinduski guru, znany jako A. C. Bhaktivedanta Swami Prabhupada (1896-1977) przybył do USA w latach sześćdziesiątych. W Tompkins Square Park na nowojorskim Manhattanie przyciągał swoim śpiewem i szafranowymi szatami tłumy młodych ludzi. Nazwał ten nowo powstały ruch Międzynarodowym Towarzystwem Świadomości Kriszny (ISKCON).
Miał bezbłędne wyczucie czasu, gdy spotykał się z kontrkulturą przygotowaną na przyjęcie praktyk ISKCON-u polegających na wspólnym życiu, ekstatycznym tańcu i ascezie. W ciągu pięciu lat śpiew prostej pieśni „Hare Kriszna” można było usłyszeć wszędzie: wśród tłumów wielbicieli, nawracających na lotniskach, w musicalu „Hair” i w przeboju dawnego George'a Harrisona, dawnego członka The Beatles.
Pierwsza fala amerykańskich zwolenników HR była w większości biała, ale z czasem ruch stał się bardziej hinduski i mniej hałaśliwy. W latach osiemdziesiątych nękały go skandale, m.in. pozwy sądowe o wykorzystywanie seksualne i oskarżenia o „pranie mózgów”. Pod koniec następnej dekady oficjalne czasopismo ruchu ujawniło powszechne fizyczne i seksualne wykorzystywanie dzieci przez członków ruchu w prowadzonych przezeń szkołach z internatem.
W tej sytuacji nowy lider HR Devamrita Swami (Joy A. Matsya, ur. w 1950 w Nowym Jorku, absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Yale), aby pozyskać nowych wyznawców, nie-Hindusów, zaczął tworzyć różne „salony” religijne, minimalizując w nich ikonografię hinduistyczną. Starał się budować atmosferę gościnności, gdzie podawano potrawy wegetariańskie, słuchano muzyki, rozkoszowano się zapachami kadzideł i uprawiano jogę. Jedną z takich nowych wyznawczyń była 28-letnia obecnie Justine Payton. I to jej życiu przyjrzała się baczniej R. Graham.
Justine Payton urodziła się w zamożnej rodzinie katolickiej w Chicago. Jak mówi, jej rodzice zawsze podkreślali „niezależność” i w tym duchu rozpoczęła ona swoje poszukiwania nowych doznań religijnych. Z wielkim zainteresowaniem przeczytała nowelę Hermanna Hessego (1877-1962) „Siddhartha", która opisuje, jak pewien młody potomek rodu braminów nie znajduje spełnienia ani w praktykowaniu tradycyjnej religii, ani nawet w ascezie (sadhu). Wybiera on życie w ubóstwie i blisko przyrody. Nie bez wewnętrznych rozterek dochodzi do „głębokiej harmonii ze światem" – osiąga mądrość poza wszelką filozofią i religią. Justine też zapragnęła odbyć tego rodzaju duchową pielgrzymkę.
Dłuższy czas spędzała ona w klubie „Mantra Lounge” – ośrodku medytacji ruchu HR w Filadelfii. Jej bezpośrednią mistrzynią była urodzona w Indiach, a wykształcona w Australii Mangal-arti (która w urzędach posługuje się nazwiskiem Aarti Khoda). W trakcie kursu medytacji pojawiły się jednak problemy. „Gdy Mangal-arti, która nie miała formalnego wykształcenia medycznego ani psychologicznego, powiedziała mi, że cierpię na zaburzenie osobowości typu «border line», zaczęłam wątpić we własne instynkty dotyczące nawet najbardziej podstawowych faktów mojego istnienia. Paradoksalnie były to zresztą wątpliwości, które odzwierciedlały nauki Hare Kryszny o niepoleganiu na własnych emocjach. Rozważałam nawet odebranie sobie życia, stałam się samotną, nieufną i bardzo zmęczoną paranoiczką. Jej (Mangal-arti) delikatność miała cechy emocjonalnego manipulowania, co w rezultacie potęgowało u mnie uczucie strachu” – wyznała była krysznaitka.
W międzyczasie spędziła ona kilka tygodni u rodziców w Chicago. Ocenili oni, że ich „córka zatraciła poczucie swojej niezależności, zmienił się ton jej głosu i zachowanie” i zastanawiali się: „Dokąd odeszła ta nasza córka?”.
Obecnie po zerwaniu z Hare Kriszna dziewczyna rozpoczęła nowe życie w Karolinie Północnej, zamierza wyjść za mąż i założyć swoją rodzinę.
Komitet ISKCON-u pod wpływem podobnych zażaleń a nawet pozwów sądowych postanowił na początku maja, iż nauczyciele medytacji muszą przejść szkolenie na temat urazów i przedstawić pisemny plan, zapewniający, że „niezdrowa dynamika w stylu Mantra Lounge” już się nie powtórzy. Organizacja rozważa również wprowadzenie nowych protokołów szkoleniowych „dla liderów ISKCON-u, aby uniknąć tego rodzaju problemów”.
Niektórzy amerykańscy wyznawcy Hare Kriszny nadal mieszkają w aśramach – standardowej formie członkostwa w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – ale znacznie więcej z nich ma typowe domy i pracę i tylko w weekendy uczestniczą oni w nabożeństwach. Rzecznik ISKCON-u Anuttama Dasa ocenił, że ISKCON ma obecnie około 100 000 w pełni wtajemniczonych członków na całym świecie i 15 mln uczestników spotkań.
„Bardzo niewielu Amerykanów z Zachodu przyłącza się dziś do ruchu Hare Kriszna. Owszem, interesują się oni jogą i medytacją, ale nie tym, czego ISKCON wymaga od swoich członków” – powiedział nowojorskiemu dziennikowi E. Burke Rochford – emerytowany profesor religii w Middlebury College, który studiował tę wiarę przez dziesięciolecia.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?