Etiopscy Żydzi od blisko trzech miesięcy biwakują przed rezydencją premiera Izraela Benjamina Netanjahu, protestując przeciwko dyskryminacji i rasizmowi.
Teren przed położoną w eleganckiej dzielnicy Jerozolimy Zachodniej rezydencją jest tradycyjnym miejscem protestów. Namioty rozbijały tu samotne matki, studenci protestujący przeciw wysokiemu czesnemu, lekarze stażyści, a nawet rodzina Gilada Szalita - żołnierza, który po pięciu latach w niewoli Hamasu, został uwolniony w ramach wymiany więźniów w październiku 2011 roku.
Teraz w zielonym namiocie czuwają etiopscy Żydzi. Władze miasta próbowały ich usunąć, ale we wtorek Sąd Najwyższy nazwał sprzeciw ratusza "małostkowym" i pozwolił protestującym zostać do końca maja. W geście solidarności etiopski namiot odwiedził Gilad Szalit. "Skoro moi rodzice nie zostali eksmitowani, nie ma przyczyn, dla której wy mielibyście być stąd wyrzuceni" - powiedział Szalit.
Gdy Izrael obchodził w środę Dzień Pamięci Poległych, przed namiotem pojawiła się tablica ze zdjęciami etiopskich Żydów, którzy zginęli podczas pełnienia służby wojskowej. "My wypełniamy wszystkie nasze obowiązki wobec państwa, ale państwo nie zapewnia nam równości praw" - powiedział PAP jeden z protestujących Jamluk Iczaszeman, wskazując na tablicę.
Namiot rozbiła na początku lutego 30-letnia Alemitu Frede, urodzona w Etiopii samotna matka z Aszkelonu. W styczniu na pierwsze strony gazet trafiła historia z Kirjat Malaki, małego miasteczka położonego na południe od Tel Awiwu, gdzie właściciele lokali odmówili wynajmowania mieszkań etiopskim Żydom. To dało początek kilkutysięcznym protestom przeciwko rasizmowi wobec czarnoskórych Żydów.
Alemitu spotkała podobna sytuacja w Jerozolimie. "Zadzwoniłam do właściciela mieszkania, żeby umówić się na spotkanie. Gdy tylko mnie zobaczył, wykrzywił twarz, z niezadowoleniem powiedział +nie wiedziałem, że jesteś Etiopką+, odwrócił się na pięcie i poszedł" - powiedziała PAP Alemitu.
Kończy ona właśnie studia prawnicze, przygotowuje się do egzaminów i szuka miejsca, gdzie może odbyć staż. I martwi się o przyszłość swojej 4-letniej córeczki. "W przedszkolu na szczęście udało nam się uniknąć problemu separacji etiopskich dzieci, ale wkrótce Daniel będzie szła do szkoły - a tam podziały są bardzo silne" - mówi Alemitu.
"W Natanii jest na przykład 6 szkół, do których uczęszczają tylko uczniowie etiopskiego pochodzenia" - powiedział Jamluk. Opublikowany w kwietniu raport ministerstwa edukacji wskazuje, iż wyniki szkolnych testów w odniesieniu do tych uczniów są w porównaniu z resztą Izraelczyków znacznie gorsze.
Jamluk przyjechał do Izraela, gdy miał 11 lat, w ramach operacji Salomon. W maju 1991 roku w ciągu 36 godzin drogą lotniczą ewakuowano ponad 14 tys. etiopskich Żydów. Brawurowa akcja miała na celu przewiezienie jak największej ich liczby przed grożącą destabilizacją sytuacji politycznej w Etiopii.
Jamluk nie nazywa swojego przyjazdu do Izraela "imigracją"; podkreśla, że dla niego to powrót do ziemi przodków. Jego rodzice do dziś nie mówią płynnie po hebrajsku. "Dla nich Izrael był pięknym marzeniem. Gdy tu przyjechali, trafili na brutalną rzeczywistość. Na pewno są trochę rozczarowani. Ich pokolenie to sprzątacze, kucharze, pracownicy fabryk" - mówi Jamluk, który sam skończył prawo, ale obecnie jest bezrobotny.
Gdy był nastolatkiem, na ulicy zatrzymała go policja. "Nie poinformowali moich rodziców, nie mieli nawet nakazu aresztowania ani żadnej przyczyny, ale tak jest prawie zawsze w przypadku etiopskich nastolatków. Nikt się o nas nie upomni, bo nasi rodzice ledwo mówią po hebrajsku" - opowiadał Jamluk. Sprzeciw wobec brutalności policji, obok dyskryminacji w edukacji, na rynku pracy i przy wynajmowaniu mieszkań, to jeden z postulatów wysuwanych przez protestujących w namiocie.
Inna kwestia, którą poruszają etiopscy Żydzi, to spychanie ich do biedniejszych dzielnic. Państwo dofinansowuje mieszkania dla nowych żydowskich imigrantów. "Ale subsydiowane mieszkania są tylko przy określonych ulicach, w określonych miastach - najczęściej w już istniejących, biednych afrykańskich dzielnicach, gdzie jest wysoki poziom przestępczości. Nie mamy wyboru, nie stać nas na to, żeby odrzucić pomoc państwa i zamieszkać w lepszej dzielnicy" - tłumaczy Jamluk.
W Izraelu zbliża się sezon protestów, aktywiści zapowiadają wznowienie wakacyjnych demonstracji, jakie odbywały się w ubiegłym roku. Ale etiopscy Żydzi nie zamierzają się do nich przyłączać. "Oni mogą dołączyć do nas. Ich żądania są na zupełnie innym poziomie niż nasze. My zaczynamy od podstawowych praw" - mówi Alemitu, wyrażając tym samym rozgoryczenie różnych dyskryminowanych grup, że letnie protesty dotyczyły głównie problemów i tak już uprzywilejowanej klasy średniej.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...