Przypadek „Kościoła Latającego Potwora Spaghetti”, czyli tzw. pastafarian, może stworzyć precedens, który umożliwi zgłaszanie się kolejnych grup domagających się rejestracji jako wspólnoty wyznaniowej – uważa socjolog i autor wielu publikacji poświęconych sektom ks. prof. Andrzej Zwoliński.
Jak powiedział KAI, obecnie z braku precyzji w definicjach odpowiedniej ustawy osobami religijnymi, które mają prawo do zrzeszania się, można określić nie tylko „tych, co jedzą makaron”, ale i osoby, które „dłubią w nosie, liżą lizaki, jeżdżą na rowerze, czy spacerują po lesie”.
We wtorek Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie nakazał ministerstwu administracji i cyfryzacji ponowne rozpatrzenie wniosku „Kościoła Potwora Spaghetti” o wpis do rejestru Kościołów i związków wyznaniowych.
W uzasadnieniu orzeczenia sąd zaznaczył, że ministerstwo odmawiając rejestracji wskazało na braki wniosku. „Organ rejestrowy nie wyznaczył jednak skarżącym wymaganego w ustawie o gwarancjach wolności sumienia i wyznania dwumiesięcznego terminu do uzupełnienia tych braków, zresztą tak naprawdę tych braków nie wskazał” - mówił sędzia Włodzimierz Kowalczyk. Dlatego, w ocenie WSA, bez dopełnienia tej procedury, niedopuszczalne było wydanie decyzji o odmowie wpisu do rejestru wyznań.
MAiC odmówiło tzw. pastafarianom wpisu do rejestru kościołów i innych związków wyznaniowych w marcu ub. roku.
„W ocenie Ministra Administracji i Cyfryzacji nie budzi wątpliwości, iż do Rejestru wpisana może zostać wyłącznie wspólnota religijna, która zgodnie z art. 2 ust 1 ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, jest tworzona w celu wyznawania i szerzenia wiary religijnej” - tłumaczyło wtedy MAiC. „Można domniemywać, iż grupie tej nie tyle chodzi o stworzenie własnej doktryny oraz łączenie wokół niej grona wyznawców”, ile „o ośmieszenie zasad obowiązujących w innej religii” - uzasadniał resort.
Powołano się wówczas także na opinie biegłych z Instytutu Religioznawstwa UJ, którzy stwierdzili, że „kościół” Latającego Potwora Spaghetti zaliczany jest do tzw. „joke religions” oraz traktowany jako parodia innych religii, głównie chrześcijańskich. Jego działanie „zdradza w sposób zdecydowany cechy parodii doktryn już istniejących, a zwłaszcza chrześcijaństwa, zmierzając do ośmieszenia lub podważenia pewnych idei/prawd wiary, które mogą budzić sprzeciw u niewierzących (np. przekonanie o spożywaniu ciała i krwi Chrystusa w trakcie komunii). Samo parodiowanie nie jest niczym nagannym ani zakazanym, ale w tym wypadku widać, iż jest to podstawowy cel rozważanej tu grupy. Można więc domniemywać, iż grupie tej nie tyle chodzi o stworzenie własnej doktryny oraz łączenie wokół niej grona wyznawców celem powołania do życia jakiejś nowej gminy wyznaniowej lecz – o ośmieszenie zasad obowiązujących w innej religii (w tym wypadku chrześcijańskiej). W rzeczywistości mamy tu więc do czynienia z czymś w rodzaju anty-religii”.
W skierowanym do sądu wniosku „wyznawcy” kościoła Latającego Potwora Spaghetti domagali się uchylenia decyzji ministerstwa. Wczoraj sąd administracyjny uznał, że MAiC musi ponownie rozpoznać wniosek tej „wspólnoty”.
Wyrok jest nieprawomocny, MAiC może w ciągu miesiąca złożyć skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Na razie nie wiadomo, czy to uczyni. Czeka m.in. na pełną dokumentację uzasadnienia wyroku.
„Jesteśmy zobligowani do powtórzenia procedury rejestracji. Po otrzymaniu uzasadnienia decyzji sądu będziemy się ustosunkowywać do poszczególnych argumentów, które tam padną” – poinformował w środę KAI Artur Koziołek, rzecznik prasowy ministerstwa administracji i cyfryzacji.
Zdaniem ks. prof. Andrzeja Zwolińskiego z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, socjologa i znawcy sekt, wczorajszy wyrok WSA obnaża słabość polskiego prawa.
„Mamy prawo, które nie umie definiować słów i pojęć” – uważa sektolog. - Każdy może sobie stworzyć własną definicję religii i być jej wyznawcą. Może być więc religia cyklistów czy deskorolkowców. Jeśli prawo na to pozwala, to oznacza, że każdy na to zasługuje, a ludzie z takiej możliwości korzystają – powiedział KAI ks. prof. Zwoliński.
Na pytanie, że w ustawie o gwarancjach wolności sumienia i wyznania określono przecież zasady, wedle których dokonuje się rejestracji Kościołów i związków wyznaniowych, ks. Zwoliński odpowiada: „Zasady są, ale nie ma definicji wspólnoty religijnej, i to jest problem. Polskie prawo tego nie określa”. - Powinno np. zastrzec, że posługujemy się rozumieniem pojęć odnoszących się do religii według „Słownika Języka Polskiego” PWN. Wystarczy jedno zdanie Sądu Najwyższego, który rozpatrywałby taki wniosek – uważa.
„Problemem nie jest to, czy oni [pastafarianie] mają prawo, bo mają prawo. Według obowiązujących przepisów, wszyscy mamy prawo taki związek, oparty na dziwactwie i kpinie, założyć. Wystarczy wniosek podpisany przez 100 osób. To, że można kpić sobie z prawa, to najlepszy dowód na to, że to prawo jest bezsensowne” – stwierdza znawca sekt.
W jego opinii „cały paradoks tego, co się tu dokonuje, polega na istnieniu luki prawnej: prawo interpretację każdego człowieka – także kpiarza, kabareciarza, czy chorego psychicznie – uzna za interpretację właściwą dla danych słów”. Bowiem obecnie – wyjaśnia sektolog - osobami religijnymi można nazwać nie tylko „tych, co jedzą makaron”, ale i osoby, które „dłubią w nosie, liżą lizaki, jeżdżą na rowerze, czy spacerują po lesie”. – Jest to idiotyczna pułapka, w którą wpadło polskie prawo. Oni to pokazali i wykorzystali lukę – dodał ks. prof. Zwoliński.
Prawną rejestracją organizacji wyznaniowych w Polsce zajmuje się ministerstwo właściwe do spraw wyznań religijnych (obecnie MAiC, wcześniej MSWiA). Prawo do złożenia wniosku o wpis do rejestru przysługuje 100 obywatelom polskim posiadającym pełną zdolność do czynności prawnych (art. 31 ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania). Wniosek o włączenie do rejestru musi zawierać: listę i podpisy wnioskodawców, informację o dotychczasowych formach życia religijnego metodach działania kościoła lub innego związku wyznaniowego na terytorium Polski, informację o podstawowych celach, źródłach i zasadach doktrynalnych oraz obrzędach religijnych, adres siedziby związku oraz dane personalne osób wchodzących w skład organów kierowniczych. Istotną częścią wniosku jest także statut, w którym wnioskodawcy muszą poinformować o celach i formach działalności, źródłach finansowania związku oraz sposobach nabywania i utraty członkostwa, a także sposobach rozwiązania związku i przeznaczeniu pozostałego majątku.
Po wpisaniu do rejestru MAiC nie sprawuje kontroli nad ruchami religijnymi. Zgodnie z art. 8 i 9 Ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, stosunek państwa do wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych opiera się na poszanowaniu wolności sumienia i wyznania oraz gwarancji swobody wypełniania przez nie funkcji religijnych, bez względu na formę uregulowania ich sytuacji prawnej.
Zdaniem ks. Zwolińskiego, przypadek „kościoła” Latającego Potwora Spaghetti, decyzją sądu, doprowadził do powstania precedensu (choć w polskim prawie takiego typu wyroków się nie wydaje), który de facto umożliwi zgłaszanie się kolejnych prześmiewczych „wspólnot” religijnych, domagających się rejestracji i korzystania z wszelkich wynikających z tego udogodnień, w tym także korzystanie w przyszłości z systemu odpisu 0,5% podatku na Kościoły i związki wyznaniowe.
W opinii ks. prof. Zwolińskiego, jeśli MAiC zostanie ostatecznie zobligowany do wpisania pastafarian do rejestru, jest tylko kwestią czasu, że podobne grupy będą powstawać. „To jest oczywiście uwłaczające wszystkim religiom świata, okaże się bowiem, że każda bzdura może być traktowana jako religia” – podsumował ks. prof. Zwoliński.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?