Czyli buddyjska medytacja, błogosławienie braci Lumière i innych proroków elektronicznego zbawienia.
Niedawno na naszym rynku wydawniczym pojawiła się „Kinopassana. Sztuka oglądania filmów”. To bardzo interesująca książka, autorstwa Tomasza Raczka, który przy jej pisaniu inspirował się Vipassaną – starożytną, indyjską techniką medytacyjną. Jej „zasady skodyfikował ponad 2500 lat temu Gotama Budda”.
Na czym polega ta technika? Na poznaniu samego siebie i zrozumieniu praw, które rządzą naszymi emocjami i uczuciami. Przyjrzeniu się im i uświadomieniu sobie, co jest powodem naszego lęku, zawstydzenia, podenerwowania, czy uprzedzeń. Już samo to (oraz odpowiednie techniki oddechowe) ma pomagać w rozbrojeniu, pozbyciu się negatywnych odczuć. W zapanowaniu nad umysłem, który staje się czysty. Pozwalający na chrześcijańskie (a jakże) miłowanie i nie sądzenie bliźnich.
Piszę o tym, gdyż wątek chrześcijański także ma tutaj znaczenie. Wszak Raczek najpierw zachwycił się „Wielką ciszą” Philipa Gröninga o mnichach z alpejskiego klasztoru kartuzów. Dopiero potem przyszło zetknięcie się z Vipassaną, a na końcu pomysł, by tę medytacyjną technikę zastosować także przy oglądaniu filmów.
Nie od dziś wiadomo, że kino może być także świetną psychoanalizą, o ile rzecz jasna jesteśmy tego świadomi. Wszyscy oglądamy te same filmy, ale gdy o nich rozmawiamy, często wychodzi na to, że… każdy z nas obejrzał zupełnie inny film.
Instytut Wydawniczy Latarnik
Zwracamy uwagę na zupełnie inne szczegóły, inaczej interpretujemy ekranowe zdarzenia, zachowania, motywacje bohaterów. Kinowy ekran bywa więc lustrem, w którym (na którym) każdy z nas się przegląda i przygląda swoim własnym poglądom, iluzjom, czy wewnętrznym problemom, których dotąd nie byliśmy świadomi.
W kinie takie rzeczy o nas mogą wyjść na jaw. To „chwile emocjonalnej iluminacji, w których poznajemy prawdę o sobie” – pisze autor. Ważne, byśmy zdawali sobie z tego sprawę. By po seansie (który dał nam do myślenia), rzeczywiście trochę pomyśleć, podyskutować o danym filmie.
Możemy dojść do bardzo ciekawych wniosków. Dowiedzieć się czegoś o sobie… Przy takim podejściu nasze prywatne, domowe wideoteki, to nic innego, jak swoiste autoportrety ludzi XXI wieku.
Na placu przed Ścianą Płaczu wybiła właśnie godzina porannej modlitwy...
Czy właśnie tym jest twórczość Olgi Tokarczuk? I czy nowa noblistka jest pisarką religijną?