Wszystko po to, by oderwać się od spraw codziennych. Skoncentrować się na własnym wnętrzu. Duchowo się samodoskonalić. Sprawić, by umysł został przebudzony.
W piątek, 24 kwietnia, na ekranach naszych kin pojawi się eksperymentalny, dokumentalny film, którego autorem jest tajwański reżyser Ming-liang Tsai. Opowiedziana w filmie historia… No właśnie. Jaka historia?
Twórca wystawia tu bowiem cierpliwość widzów na wielką próbę, serwując im wielominutowe, statyczne ujęcia, na których oglądamy idącego w nienaturalnym, ślimaczym tempie buddyjskiego mnicha i... to właściwie tyle.
Ming-liang Tsai postawił sobie za cel sfilmowanie pogrążonego w specyficznej medytacji duchownego. Polega ona na maksymalnym skoncentrowaniu się na każdym, najmniejszym nawet drgnięciu, czy mikro-ruchu ciała (podniesienie ręki tym sposobem może trwać nawet kilka-kilkanaście minut).
Wszystko rzecz jasna po to, by oderwać się od spraw codziennych. Skoncentrować się na własnym wnętrzu. Duchowo się samodoskonalić. Sprawić, by umysł został przebudzony.
„Dzięki temu umysł odkleja się od myśli – sztucznych konceptów i oferuje uważność procesowi życia, czyli prawdzie. Z czasem proces życia objawia obserwującemu umysłowi mnicha potrójną uniwersalną prawdę o sobie samym: to, że w doświadczeniu nie ma nic stałego i to, że przywiązywanie się do dowolnych aspektów doświadczenia kończy się cierpieniem. Także to, że życie to bezosobowy proces, w którym nie ma żadnego centrum. Są tylko warunkujące się nawzajem peryferia” – czytamy w materiałach prasowych przygotowanych przez Gutek Film (dystrybutora filmu).
Filmu, który być może jest męczący i kuriozalny, ale przecież także daje nam sporo do myślenia. Wszak ów pogrążony w medytacji mnich reprezentuje wszystko to, co zachodnia kultura odrzuciła, wybierając nieustanną pogoń za zyskiem i niekończący się pęd za kolejnymi doznaniami, atrakcjami.
I nagle, w środku tego wszystkiego, pojawia się ktoś, kto kompletnie się tym nie interesuje. Kto swej przedziwnej wędrówce przypomina, że istnieje coś takiego, jak duch, wnętrze, sacrum.
Reżyser filmu (który za swoją twórczość otrzymał już m.in. weneckiego Złotego Lwa, czy berlińskiego Srebrnego Niedźwiedzia), wyznał, że jedną z inspiracji do nakręcenia filmu był dla niego Xuanzang – legendarny, buddyjski mnich, żyjący w VII wieku.
Ten wielki chiński uczony najpierw podróżował po różnych klasztorach, poszukując „prawdziwej nauki”, następnie zaś wyruszył w 16-letnią podróż do Indii. W jej czasie zawitał do 130 królestw, wracając w rodzinne strony z ogromną biblioteką świętych tekstów, które zaczął tłumaczyć na język chiński.
Xuanzang to także „założyciel buddyjskiej szkoły zwanej szkołą „tylko świadomości” (weishi), jednej z najbardziej zaawansowanych filozoficznie szkół buddyzmu chińskiego” – czytamy w IX tomie PWN-owskiej encyklopedii „Religia”.
GutekFilm
Wędrówka na Zachód - polski zwiastun - w kinach od 24 kwietnia
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?