Sprawcami są najprawdopodobniej islamscy fundamentaliści. Mieszkający tam chrześcijanie obawiają się kolejnych ataków.
Kanclerz wikariatu patriarchalnego maronitów w Jerozolimie diakon Sobhy Makhoul uważa, że wydarzenie to nie było przypadkowe: „To było podpalenie, a nie pożar spowodowany usterką elektryczną. Był to akt wandalizmu dokonany przez ekstremistów na tle religijnym" – powiedział duchowny. Zaznaczył, że atak miał charakter sekciarski i antychrześcijański, podobnie jak wiele innych na całym Bliskim Wschodzie. "W tej okolicy działają grupy ekstremistyczne, w tym komórki Hamasu. Istnieją też jednostki, które na własną rękę dają upust swoim ideologiom” – stwierdził katolicki duchowny obrządku maronickiego.
Zniszczony przez ogień budynek był właśnie remontowany dzięki pomocy Autonomii Palestyńskiej, która przeznaczyła na to 100 tys. dolarów. Składa się on z kilku pokoi i małej kaplicy. Pożar wybuchł w piwnicy, a następnie rozprzestrzenił się na inne części budynku. Na szczęście nikomu nic się nie stało, bo w chwili podpalenia obiekt był pusty z powodu remontu. Szef miejscowej policji stwierdził, że muzułmańscy ekstremiści są w tej okolicy bardzo aktywni. Policja wie już, kim są sprawcy i zapewnia, że wkrótce powinni zostać zatrzymani.
Maronicki klasztor św. Charbela znajduje się w dzielnicy Betlejem - Wadi Maali, zamieszkanej głównie przez muzułmanów. „Jako Kościół potępiamy takie akty przemocy. Pod tym względem jest jeszcze wiele do zrobienia. Przede wszystkim musi zmienić się sposób nauczania w meczetach, bo tam właśnie ludzie są bardzo często prowokowani i podjudzani do nienawiści. Antychrześcijańska nienawiść i przemoc muszą zostać zatrzymane” – powiedział diakon.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...