Brytyjska dziennikarka pojechała do Szwecji na prośbę kobiet, które bombardowały ją mailami. To, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Katie Hopkins, brytyjska dziennikarka, udała się do Szwecji na prośbę wielu kobiet, a także mężczyzn - ojców bojących się o swoje córki. Zalewali ją mailami prosząc, aby przyjechała do nich i zobaczyła na własne oczy, co się dzieje w ich kraju.
O trudnej sytuacji w Szwecji zrobiło się głośno, kiedy prezydent USA Donald Trump wypowiedział uwagę na temat wzrostu przestępczości w tym kraju spowodowanego napływem imigrantów. W krótkim czasie po jego przemówieniu doszło do zamieszek z udziałem imigrantów w miejscowości Rinkeby, która w 90 proc. składa się z muzułmańskich obcokrajowców.
Jednak zamieszki to tylko wierzchołek góry lodowej, jak uważa Hopkins. To, o czym się nie mówi, lub mówi bardzo mało, to gwałty. Sztokholm stał się obecnie niechlubną "stolicą gwałtów" dokonywanych przez młodych imigrantów na białych kobietach.
W Rinkeby, w którym była dziennikarka, kobiety boją się wychodzić na ulicę, zarówno chrześcijanki jak i muzułmanki. Atakowane są nawet 14-letnie dzieci. Niektóre swoje ataki napastnicy filmują na żywo i umieszczają w internecie. Jedna z młodych kobiet, która w obawie o swoje życie, chciała pozostać anonimowa, mówiła, że boi się wychodzić ze swojego domu, bo niedaleko jej mieszkania dzień i noc gromadzi się gang młodych mężczyzn, którzy stoją pod mostem. Raz do jej mieszkania ktoś wdarł się, ukradł laptopa, kluczyki do samochodu, a później samochód. Kiedy zgłosiła to na policję, funkcjonariusze stwierdzili, że nie mogli do niej przyjechać bo... nie mieli czasu.
Kobieta sama więc uzbroiła się w gaz pieprzowy i w strachu pokonuje drogę od domu do pracy. Ma świadomość, że i jej nazwisko może zostać dopisane do bardzo długiej listy ofiar seksualnych napaści.
Hopkins rozmawiała także z policjantami w sprawie podłożonego granatu w koszu na śmieci, bowiem taki incydent miał miejsce (dwa razy), kiedy była w lutym w Szwecji. Zapytała, czyja to sprawka, jednak nikt nie mógł jej odpowiedzieć. Poszła więc do pobliskiego meczetu i spytała o to przywódcę muzułmańskiego, ale on stwierdził, że to sprawka policji. Zdumiała ją jednak reakcja dwóch białych kobiet, które dopadły ją na ulicy i zażądały, aby nie oskarżała muzułmanów, stwierdziły że to nie ma nic wspólnego z meczetem ani z imigrantami.
Dziennikarka postanowiła udać się także do tzw. no-go zones, terenów tak niebezpiecznych, że nawet policja boi się tam zapuszczać. Kiedy weszła w taką dzielnicę pomimo pozornego spokoju czuła, że coś jest nie tak. Była jedyną kobietą na ulicy. A także jedyną białą osobą. Wokół niej byli sami młodzi mężczyźni, imigranci, mówiący po arabsku, prawdopodobnie z Afryki. Szwendali się bez celu po ulicach. Kiedy zapytała ich, co robią, jakie mają zajęcie, odpowiedzieli jej: "Odp***ol się ty biała k**wo!" Po czym w wulgarnych gestach zademonstrowali jej, co robili ze swoimi "małymi białymi dziewczynami".
Na spotkaniu z kobietami muzułmańskimi Hopkins dowiedziała się o swoistym moralnym kodzie wśród muzułmanów. "Muzułmanie uważają, że mogą zabrać wszystko od kobiety nie-muzułmanki, która nie nosi hidżabu lub przynajmniej nie zakrywa swojej twarzy" - powiedziała jedna z kobiet. "Jeśli nie jesteś muzułmaninem, jesteś bardziej narażony na ataki."
Dziennikarka wróciła ze Szwecji wstrząśnięta tym, że jak twierdzi kraj, który kiedyś uchodził za liberalny raj, teraz stał się piekłem dla kobiet.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?