Czyli wiedźmy z wyspy Madżuli.
Madżuli w indyjskim stanie Asam to największa wyspa rzeczna na świecie. Jej specyficzne położenie sprawia jednak, że jest niemal kompletnie odcięta od reszty kraju. Dlatego też, wśród zamieszkującej ją plemion, przetrwały dawne zwyczaje i „wierzenia w wiedźmy zwane daajani”.
Ciekawy artykuł na ten temat można znaleźć w najnowszym, 6 numerze dwutygodnika „Forum”. Z tekstu „Polowanie na czarownice” dowiadujemy się o sytuacji na indyjskich prowincjach. By sfinansować kosztowne inwestycje w infrastrukturę, rząd obcina na terenach wiejskich wydatki na służbę zdrowia. Dochodzi więc do sytuacji, w których lekarzy zaczynają zastępować znachorzy odprawiający tantryczne rytuały i ceremonie oczyszczające, a stąd już tylko krok do wiary w czarownice i czarowników, mających sprowadzać nieszczęścia na lokalną społeczność.
Susza? Powódź? Epidemia? Ktoś musi być temu winien. Więc szuka się kozła ofiarnego, którego oskarża się o uprawianie czarnej magii (zwykle są to „najsłabsi członkowie społeczności: kobiety żyjące bez mężów albo osoby starsze”).
Oczywiście czasem jest to tylko pretekst, by pozbyć się kogoś niewygodnego – np. sąsiada, czy członka rodziny, z którym ma się problem.
Sytuacja jest na tyle poważna, że w niedawno władze stanu Asam przyjęły nawet specjalną „ustawę kryminalizującą polowanie na wiedźmy”.
Więcej na ten temat w dwutygodniku „Forum”
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...