Religia czy tradycja?
W opublikowanej dwa lata temu książce „Tego drzewa nie zetniesz”, Uganda była tylko „przystankiem”. Jednym z kilku afrykańskich krajów, do których postanowił zabrać nas Krzysztof Błażyca. Teraz krainie leżącej nad Jeziorem Wiktorii poświęcił osobną książkę. Wstrząsającą i piękną zarazem.
Wydana nakładem Bernardinum „Krew Aczoli” to przede wszystkim reporterska opowieść o trwającej ponad dwie dekady okrutnej i zapomnianej wojnie domowej. Rozmaite armie, grupy partyzanckie i frakcje militarne przez lata ścierały się ze sobą, licytując się w dokonywanych rzeziach i okrucieństwach.
W książce Błażycy znajdziemy wypowiedzi osób, którym udało się przeżyć to piekło. Najczęściej są to wspomnienia i relacje z tamtych mrocznych dni. Ale nie brak tutaj także głębszych refleksji: nad afrykańską mentalnością, czy ułomną ludzką naturą.
Jednym z rozmówców autora był nieżyjący już książę Bugandy, Omulangira. W pewnym momencie zadał on następujące, retoryczne pytanie: „Podążamy za religią czy tradycją?”. Dla mnie to kwintesencja tej publikacji. Jeden z najczęściej przewijających się w niej wątków.
Liczni bohaterowie „Krwi Aczoli” (zwłaszcza ci demoniczni, popełniający zbrodnie wojenne) cały czas zdają się być „pomiędzy”. Pomiędzy wiarą chrześcijańską, a tradycyjnymi, plemiennymi wierzeniami przodków.
Tak było z Lakweną, szaloną wizjonerką, która stanęła na czele militarnych oddziałów, mających w nazwie… Ducha Świętego. „Jej ludzie nie mieli broni, lecz ona posiadała wielu wyznawców. Wierzyli, że Alice posiada naturalne moce. Tak wielu młodych chłopców i dziewcząt podążyło za nią. Zaczęli walczyć z wojskami rządowymi, po prostu klaszcząc w dłonie (…) Żołnierze zorientowali się, że tamci nie mają broni. Zabili wszystkich”.
Podobnie Kony (siostrzeniec Lakweny), który wierzył, że posiada wielką duchową moc. Z jednej strony wierzył w duchy i składał krwawe ofiary ze zwierząt, a jednocześnie śpiewał w buszu kolędy i rozdawał swoim żołnierzom różańce.
Absolutne kuriozum to spotkanie Krzysztofa Błażycy z ojcem Lakweny, sędziwym Severino, który sam siebie nazywa bogiem ojcem. Kiedyś obiecywał mieszkańcom swojej wioski wskrzeszenie wszystkich zmarłych, teraz ma swój kościół (New Jeruzalem Tabernacle Chuch), w którym na ołtarzu znaleźć można zarówno Biblię, jak i Koran.
„Krew Aczoli” opowiada przede wszystkim o wojnie, szaleństwie i okrucieństwach. Ale nie tylko. Rozkochany w Afryce reporter raz po raz serwuje nam ciekawostki dotyczące ugandyjskiej historii i współczesności. Książka jest też pięknie wydana i bardzo bogato ilustrowana (zdjęcia wodospadów Karuma na Nilu, barwnych strojów ludu Karimodżong, czy ogrodów seminaryjnych w Gulu po prostu zachwycają).
*
Mieliśmy dla Państwa 3 egz. niniejszej publikacji. Zadanie konkursowe było następujące: należało wymienić trzech świętych męczenników z Ugandy. Więcej o tych patronach przeczytać można tutaj, natomiast nagrody otrzymują:
Barbara Cimoch z Białegostoku, Wiesława Mężyńska z Konstancina-Jeziornej oraz Maciej Matoga z Mogilan
Gratulujemy, książki prześlemy pocztą.
***
Fragment książki "Krew Aczoli" można przeczytać tutaj. Więcej o tej publikacji na stronie: www.krewaczoli.pl oraz na Facebooku: https://www.facebook.com/KrewAczoli/
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?
Nawrócony francuski rabin opowiedział niezwykłą historię swojego życia.