Benedykt XVI wzywał do pokoju i pojednania między zwaśnionymi narodami i religiami. – W Ziemi Świętej jest miejsce dla każdego! – apelował.
Pokój zaczyna się w sercu
Pielgrzymka Papieża była przede wszystkim misją pokoju. Kiedy czytałem raz jeszcze papieskie przemówienia, uderzyło mnie to, że Ojciec Święty prawie w każdym przemówieniu posługiwał się zwrotem „drodzy przyjaciele”. To z pewnością nie była tylko grzecznościowa formuła. W końcowym przemówieniu na lotnisku mówił o woli „budowania mostów trwałej przyjaźni” między chrześcijanami i Żydami, mimo trudnej historii. Deklarował: „Przybyłem jako przyjaciel Izraelczyków, dokładnie tak jak jestem przyjacielem narodu palestyńskiego”. Papież wskazywał, że pokój nigdy nie będzie tylko dziełem działań polityków, ale wymaga wewnętrznej przemiany samych mieszkańców Ziemi Świętej, uwolnienia od uprzedzeń, cierpliwego dialogu, budowania przyjaźni na miejscu nienawiści. Papież spotkał się z cierpiącymi Palestyńczykami, ale również z rodzicami porwanego izraelskiego żołnierza Gilada Shalita. To wymowne.
Sprowadzanie całej pielgrzymki papieża tylko do kwestii tego, czego nie powiedział w Yad Cashem, jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Ten 82-letni człowiek podjął się morderczej dla niego podróży, aby służyć Kościołowi i światu tym, co u niego najlepsze – przenikliwym, głębokim słowem, świadectwem swojej wiary i na wskroś religijnym spojrzeniem na świat i historię. Papież realizuje swoją misję, według swojego pasterskiego rozeznania. Nie jest w stanie spełnić wszystkich oczekiwań. I wcale nie o to chodzi.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»