Świątynia Ludu: Zły pasterz

W Ewangelii wg św. Jana Jezus ostrzega przed złymi pasterzami, wdzierającymi się do owczarni. Nazywa ich nawet złodziejami i zbójami. Przywodzi to na myśl straszną historię, która wstrząsnęła światem w 1978 roku.

Obóz koncentracyjny
Wkrótce jeden z dziennikarzy z San Francisco, Marshall Kilduff, opublikował sensacyjny artykuł w miejscowej prasie, oparty na opowieściach uciekinierów z sekty (ze Świątyni Ludu nie było wolno wystąpić). Dziennikarz pisał, jak członkowie poddawani są ciągłej inwigilacji i "praniu mózgu". Za nieposłuszeństwo Jones nakazywał złożenie publicznej samokrytyki, a także wymierzał karę chłosty. Wykorzystywał swych ludzi do niewolniczej pracy.
Artykuł Kilduffa spowodował szok, ale odwrotny do przewidywanego. Wielu ludzi sądziło, że dziennikarz został przekupiony przez niechętnych Jonesowi polityków związanych z kręgami kościelnymi. Codziennie do redakcji przychodziły stosy protestów. Zaprotestowało nawet Amerykańskie Stowarzyszenie Wolności Obywatelskich.
Tym niemniej "wielebny" uznał, że trzeba na pewien czas wyjechać. Wykupił kawałek ziemi w dżungli w Gujanie i założył tam plantację, którą nazwał Jonestown (Miasto Jonesa). Jednocześnie nie likwidował interesów prowadzonych przez sektę w San Francisco. Zapowiadał, że pokaże światu jak funkcjonuje idealna wspólnota, a kiedy gospodarczo stanie ona na nogach, ściągnie pozostałych wyznawców.
W dżungli Gujany Jones pogrąża się w coraz większym szaleństwie. Zaczyna prześladować go obsesja śmierci. Nie wiadomo, czy naprawdę był ciężko chory, ale brał ogromne ilości lekarstw zawierających narkotyki i sądził, że niedługo umrze. Postanowił pociągnąć za sobą swoich ludzi... Wprowadził najpierw tzw. białe noce: trwające wiele godzin nocne apele, podczas których wnoszono kadź z sokiem pomarańczowym. Jones mówił wszystkim, że to trucizna, którą powinni wypić, żeby szybciej przenieść się do lepszego świata. Sam pił pierwszy, potem ludzie z jego najbliższego otoczenia, następnie pozostali. Opornych zmuszano. Potem Jones mówił, że wprawdzie nie była to trucizna, ale cieszy się, że nawet wizja śmierci nie rozdziela ich wspólnoty.
Jonestown stało się obozem koncentracyjnym. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów od osady ludzie Jonesa wyłapywali uciekinierów. Ludzie nie mogli też pisać listów. Białe noce urządzano coraz częściej, a dnie ludzie spędzali na niewolniczej pracy na plantacji.

Jonestown - dzień po tragedii. Takie zdjęcia obiegły światTrucizna i kule
Artykuł Kilduffa, mimo głosów protestu, wzbudził jednak zaniepokojenie w kręgach rządowych. W San Francisco Kongres USA rozpoczął śledztwo pod nadzorem kongresmana Leo Ryana. Wychodziły na jaw sprawy przerażające. Okazało się, że Jones torturuje członków wspólnoty i to nawet małe dzieci. Jeśli dziecko na widok "wielebnego" nie uśmiechnie się w porę albo nie przywita nakazaną formułką ("dzień dobry ojcze, jaka radość widzieć ciebie") jest poddawane w specjalnym pokoju... elektrowstrząsom.
Rząd USA nie mógł jednak natychmiast zlikwidować kolonii w Gujanie, nie posiadając niezbitych dowodów łamania prawa. Jonestown było bowiem prywatną posiadłością poza granicami państwa. Pojechał więc tam sam Leo Ryan z kilkoma dziennikarzami.
18 listopada doszło do tragedii. Część członków Świątyni Ludu zgłosiła się do kongresmana, że chce wrócić razem z nim. Tuż przed powrotem, na pasie startowym lotniska w Port Kaituma, oddalonego od Jonestown o pięć kilometrów, Ryan, trzej towarzyszący mu dziennikarze oraz kilkoro uciekinierów, zostali zamordowani strzałami z broni maszynowej.
Tymczasem w samym Jonestown 900 osób zażyło truciznę. Nie wiadomo jak to wszystko naprawdę wyglądało. Wiadomo tylko, że wokół miejsca tragedii Jones rozstawił kordon uzbrojonych strażników. Ocalały dwie osoby: Stanley Clayton i Odell Rhodes, którym w ogólnym zamieszaniu na początku "ceremonii" udało się ukryć, a potem wymknąć do dżungli. W Jonestown znaleziono 903 trupy. Wśród nich było ciało Jonesa, ale nie wypił on trucizny. Miał kulę w czaszce.
Razem z osobami zabitymi na lotnisku zginęło 914 ludzi. Być może w kolonii przebywało więcej osób, około 1200. Policja, która przybyła na miejsce tragedii stwierdziła, że kasa pancerna, w której "wielebny" trzymał pieniądze, została rozbita.

Cytaty pochodzą z książki Jacka Syskiego "Świątynia zagłady", Warszawa 1980.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg