Szaleństwo chrześcijan to pierwsza pozycja z nowej serii Biblioteka Historii Kościoła. Książka prezentuje reakcje świata pogańskiego broniącego się przed chrześcijaństwem zdolnym wstrząsnąć podstawami cesarstwa rzymskiego.
Tak więc fakt, że człowiek jest „zwierzęciem rozumnym” oznacza, iż w jednostce ludzkiej rozum jest centralnym elementem i poprzedza wszystko inne. Każda postawa moralna, aby była prawdziwie cnotliwa, musi więc pochodzić od rozumu, który zawsze jest w stanie przezwyciężyć nawyk, nawet ten najgłębiej zakorzeniony. Dotyczy to także namiętności, a zatem i tych czterech najsilniejszych, do których należy lęk przed śmiercią. Rozum jest w stanie go przezwyciężyć!
Postawa chrześcijan, nie wywodząc się z rozumu, nie może być zestawiana z postępowaniem filozoficznym par excellence: jest to uznane za udowodnione. W perspektywie platońskiej można byłoby powiedzieć, że postawę tę można zaliczyć co najwyżej do cnót „ludowych”: dobre przyzwyczajenie, ale pozbawione rozumowego fundamentu. Pozycja Epikteta, w swoich ogólnych liniach, jawi się jednak jako znacznie surowsza. Należy więc zapytać: czy dla naszego filozofa może w ogóle istnieć cnota bez rozumu? Czym jest w takim razie, i jaką ma wartość przyzwyczajenie chrześcijan? Analiza naszego tekstu może, jak się wydaje, dostarczyć odpowiedzi na to pytanie.
Są tacy, którzy postawieni w obliczu tyrana nie okazują lęku dzięki rozumowi i dowodzeniu, i to są filozofowie. I są też tacy, którzy nie boją się z powodów, których nie można sprowadzić do rozumu. Z jednej strony pojawia się lógos, z drugiej alogía, domena rozumu i domena tego, co irracjonalne. W tej drugiej należy umieścić dzieci, które nie lękają się, bo nie są świadome sytuacji, w której się znajdują, i dlatego można je zestawić z szaleńcami i z tymi, którzy z jakiegokolwiek powodu przejawiają niepowstrzymany popęd śmierci (cupido moriendi). Właśnie te dwie sytuacje są określane jako „szaleństwo” (manía) i jako „bezmyślność” (apó-noia), coś blisko spokrewnionego z najprawdziwszym szaleństwem. Nawyk chrześcijan mieści się zawsze w obrębie tego, co irracjonalne (alogía). Czy stanowi jednak osobną kategorię, czy też sprowadza się do jakiejś formy szaleństwa lub bezmyślności? Epiktet najpierw rozprawia o pojęciach „szaleństwa” i „bezmyślności”, a następnie, już niemal proponując syntezę swojej argumentacji, o „szaleństwie” i „nawyku”. Wydaje się więc, że obok wariatów i dzieci, których wspólną cechą jest brak lęku wypływający z braku świadomości zaistniałej sytuacji, można wymienić grupę tych, którzy przez bezmyślność lub przywyknięcie żywią pragnienie śmierci. Między „bezmyślnością” (apónoia) i „nawykiem” (ethos) zachodzi zatem subtelna relacja. Czy chrześcijański męczennik, który pragnie śmierci, jednak nie na modłę filozofów, nie byłby więc kimś dotkniętym jakąś formą głupoty? Czy powód, dla którego nie obawia się śmierci, nie wynika może z jakieś szczególnej okoliczności, która czyniłaby ją pożądaną? I czy to wszystko nie jest może nadspodziewanie bliskie bezmyślności?
Antyczna tradycja filozoficzna jednomyślnie wprowadza rozróżnienie między męstwem a śmiałością czy brawurą, opierając się na kryteriach rozwagi i rozsądku. Śmiali i brawurowo odważni są to ci, którzy nie mają świadomości rzeczy, jakich należy się obawiać, i zawdzięczają swoją siłę duchową, swój brak lęku jedynie pewnej formie szaleństwa i głupoty.
Łatwo domyśleć się, że w oczach Epikteta chrześcijański męczennik jawił się właśnie jako śmiałek, jednostka irracjonalnie ogarnięta wiarą w dogmatyczną i fałszywą naukę, w tym znaczeniu, że przypisuje śmierci znaczenie i wartość, której ona nie ma. Doktryna chrześcijańska stanowi dramatyzację życia doczesnego i przyszłego, całkowicie oderwaną od rzeczywistości rzeczy.
Nasz tekst pokazuje jasno, że gdy zrozumiało się naturę świata, nie ma niczego, co by mogło lub miało przeszkadzać w życiu w spokoju ducha. Należy więc unikać „robienia tragedii” ze śmierci, lecz przyjąć j ą po prostu w chwili, gdy nadejdzie, aby składająca się na nas materia mogła powrócić do żywiołów, z których się wywodzi. Wierność męczennika (i to wierność tak nadzwyczajnie niezachwiana) w stosunku do fałszywej i bezrozumnej opinii jest więc nie wyrazem prawdziwej wolności i cnoty, lecz właśnie aktem nawyku właściwego kondycji niewolnika. Końcowa część naszego tekstu, nawet jeśli tylko implicite, pozwala to zrozumieć jasno i wyraźnie.
Chrześcijanie, najogólniej rzecz biorąc, nie zostali wyzwoleni przez Boga, nie znają Jego przykazań. Boskość istnieje i troszczy się o wszystkie rzeczy, zarówno te małe, jak i te wielkie, i nic jej się nie wymyka. Dlatego też celem człowieka powinno być podążanie za nią we wszystkim. Wolność nie polega więc na tym, aby pragnąć, by wydarzyło się to, czego my chcemy i w taki sposób, w jaki sobie tego życzymy, lecz wprost przeciwnie, w pragnieniu każdej rzeczy tak, jak ona się wydarza, a więc tak, jak tego chce boski Organizator. Wolność i szczęście mogą wynikać tylko z pogłębionego zrozumienia, że jesteśmy powołani do harmonii ze zdarzeniami, ze świadomością, że uzależnione są one od woli bóstwa i Opatrzności. Chrześcijanie, z ich eschatologiczną duchowością, w ich tęsknocie za całkowitym, zbawczym zjednoczeniem z ich Panem, znajdują się całkowicie na manowcach poszukiwania prawdziwej mądrości.
Jako ofiary uporczywej i fałszywej opinii, chrześcijanie okazują się tymi, którzy jeszcze bardziej niż zwykli ludzie znajdują się pod władzą szaleństwa i bezmyślności. Wierzą, że zostali oswobodzeni, a w rzeczywistości znaleźli się pod władzą irracjonalnej namiętności. W ich sposobie pojmowania i przeżywania wolności rozum jest całkowicie nieobecny.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»