Jeśli nazywamy sumienie „sanktuarium” w człowieku, to uznajemy w nim obecność i działanie Pana Boga. Stąd nie boję się wchodzić z kimkolwiek w rozmowę o jego wierze. Nie oznacza to wcale, że stawiam znak równości między religiami, ale że z równym szacunkiem podchodzę do każdego człowieka.
Jacek Dziedzina: „Nie przenoście nam Asyżu do Krakowa” – mówią przeciwnicy wspólnego spotkania chrześcijan i wyznawców innych religii. Czemu właściwie ma służyć to wydarzenie?
Ks. Grzegorz Ryś: – Asyż to św. Franciszek. Żył on w czasie, kiedy krucjaty zdążyły się już skompromitować: w 1204 r. krzyżowcy dokonali rzezi chrześcijan w Konstantynopolu. Ci, którzy chcieli walczyć z poganami, łatwo znaleźli usprawiedliwienie, by mordować swych braci w wierze. W takim kontekście Franciszek wybrał się do Ziemi Świętej, by rozmawiać z władcami świata muzułmańskiego. Podjął z nimi dialog w sytuacji, kiedy wszyscy inni chcieli się z nimi bić. Nie sprawiło to, rzecz jasna, masowych konwersji, ale zyskało taki szacunek, że franciszkanie mogli się tam zadomowić i wziąć w opiekę miejsca święte. Tak więc w sytuacji, kiedy religia została użyta jako usprawiedliwienie walki zbrojnej, Franciszek wybrał dialog, i uczynił to w sposób na tyle uczciwy, by druga strona też podjęła rozmowę. To jest duch Asyżu.
Rozmowa to jedna rzecz, a zaproszenie do modlitwy w tym samym mieście, to inna sprawa. Choć i tak wspólna modlitwa nie wchodzi w grę, więc projekt jest jakby niewykonalny.
– Wspólna jest intencja. W Krakowie będzie tak samo jak w Asyżu, tzn. wyznawcy różnych religii modlą się osobno, natomiast schodzą się na dyskusje i końcowy wspólny apel o pokój. Ludzie wierzący odkrywają, że mogą coś razem zrobić. Nie możemy razem się modlić, ale możemy razem coś zdziałać. Coś ważnego dla człowieka!
Czy organizując takie spotkanie, chrześcijanie uznają, że na przykład animista również będzie się modlił do prawdziwego Boga?
– To, że będzie się modlił do prawdziwego Boga, jest oczywiste.
Wszyscy uczestnicy będą modlić się do tego samego Boga?
– A istnieje kilku bogów?
Wierzymy, podobnie jak żydzi i muzułmanie, że nie, ale zapraszamy także przedstawicieli kultów, w których wielobóstwo jest normą.
– Nie mogę kogoś zmuszać, by modlił się i wierzył tak jak ja. Mogę świadczyć o swojej wierze i czytelnie ją głosić. Zresztą wiara chrześcijańska nie jest tylko wiarą w Boga. Jest wiarą Bogu, który się objawił w Jezusie Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał.
To także wiara, że w żadnym innym imieniu nie ma zbawienia, tylko w Jezusie. Nie chrześcijanie to wymyślili, ale otrzymali zadanie głoszenia tej prawdy światu. Tymczasem powstaje wrażenie, że zapraszając do modlitwy przedstawicieli innych religii, zwalniamy siebie z tej misji, uznając ich wierzenia za równie prawdziwe.
– Nie. Uznajemy natomiast, że poza instytucjonalnymi ramami Kościoła nie rozciąga się jedynie „próżnia eklezjalna”. Sobór mówi o ludziach wierzących w jednego Boga i o ludziach wierzących w ogóle w jakąś rzeczywistość boską. Mówi też o tych, którzy – nie wierząc – są ludźmi dobrej woli i idą za głosem swojego sumienia. A przecież w sumieniu człowiek spotyka się z Bogiem. Jeśli nazywamy sumienie „sanktuarium” w człowieku, to uznajemy w nim obecność i działanie Pana Boga. Stąd nie boję się wchodzić z kimkolwiek w rozmowę o jego wierze. Nie oznacza to wcale, że stawiam znak równości między religiami, ale że z równym szacunkiem podchodzę do każdego człowieka.
Kiedyś jednak „biednych pogan” należało nawracać, a od „heretyków i schizmatyków” trzymano się z daleka. Teraz zaprasza się ich do modlitwy w jednym mieście. To jednak dwa różne modele. Czy to znaczy, że wtedy Kościół się pomylił, czy teraz trochę pobłądziliśmy?
– Jest jeszcze jeden model: pierwsze trzy wieki historii Kościoła – kiedy chrześcijanie byli mniejszością w pogańskim społeczeństwie, wtedy zdecydowanie domagali się tolerancji i szacunku dla swojej wiary.
Ale w tym samym czasie Paweł Apostoł pisze do Koryntian: „Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo” oraz „jakaż jest wspólnota Chrystusa z Belialem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami?” (2 Kor 6,14–16).
– Ten sam Paweł nie walczył z niewolnictwem, tylko mówił, że niewolnicy mają swoich panów słuchać. Ochrzczonego niewolnika odsyłał do pana, któremu wcale nie mówił „wyzwól go”. Nie rezygnował przy tym z misji – był największym misjonarzem w dziejach. Rozwiązań szukał jednak w osobach, a nie w strukturach! Przecież świat, do którego zostali posłani apostołowie, był światem tysiąc razy bardziej zwariowanym niż nasz dzisiejszy. Szli do tego świata, żeby go pozyskiwać i nawracać, choć mogli się zamknąć w Wieczerniku i już z niego nie wyjść.
No właśnie – szli do świata, by głosić Ewangelię. Czy przed gośćmi, którzy przyjadą do Krakowa, chrześcijanie zaświadczą, że Jezus jest Panem i nie ma w innym zbawienia?
– Każdy z chrześcijan jest wezwany, by świadczyć, że jego Panem jest Jezus Chrystus, którego przyjął jako osobistego Pana i Zbawiciela. Jeśli nie głosi swojej wiary, naraża ją na obumarcie. Nie ma jednak napięcia między misją a dialogiem międzyreligijnym. W Kościele jest jedno i drugie – są one różnymi, choć związanymi ze sobą charyzmatami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?