Jeśli nazywamy sumienie „sanktuarium” w człowieku, to uznajemy w nim obecność i działanie Pana Boga. Stąd nie boję się wchodzić z kimkolwiek w rozmowę o jego wierze. Nie oznacza to wcale, że stawiam znak równości między religiami, ale że z równym szacunkiem podchodzę do każdego człowieka.
Co jest celem dialogu?
– Papież w ostatniej encyklice mówi, że dialog służy miłości. Miłość potrzebuje prawdy. Prawda to jest „logos”. Dia-logos znaczy tyle, co „prawda dla drugiego”. Odkryłem prawdę, którą się dzielę. Odkryłem prawdę, by nią się dzielić! Albo mamy dialog, albo mamy dwa monologi. Dialog od dwóch monologów różni się tym, że obie strony posiadają (nieudawaną) umiejętność słuchania. Słucham kogoś i jestem rzeczywiście zainteresowany jego rozumieniem prawdy. I mam nadzieję, że jego także interesuje to rozumienie prawdy, jakie jest mi dane. Tertulian mówił, że dusza jest z natury chrześcijańska. Stąd kiedy misjonarz w średniowieczu szedł rozmawiać z poganinem, to wiedział, że w nim chrześcijaństwo już istnieje, tylko trzeba je z niego wydobyć. Ale tak postępuje człowiek, który jest rzeczywiście zainteresowany światem wewnętrznym człowieka, z którym rozmawia. Misje nie są narzucaniem, tylko wydobywaniem wiary z człowieka.
Spotkanie międzyreligijne uświadamia, że świat nie jest klubem chrześcijan. Ale czy modląc się o zbawienie swoje i całego świata, powinniśmy chcieć, żeby cały świat stał się chrześcijański?
– Chrystus umarł za każdego człowieka. W tym sensie każdy człowiek jest zbawiony. Ten dar odkupienia dochodzi do każdego człowieka w różny sposób. Natomiast ten Chrystus, który umarł za wszystkich, też powołał do istnienia Kościół, posłał apostołów, żeby ze wszystkich narodów czynili uczniów. Powiedział też, że jest z nami w taki właśnie sposób, bo Kościół jest formą Jego wcielenia – aż do skończenia świata. Czy to oznacza, że numerycznie 100 proc. ludzkości ma przyjąć chrzest? Niekoniecznie.
Pozostaje napięcie przy słowach: „Kto nie uwierzy, będzie potępiony”.
– To budzi napięcie. Ale w dawnych misjach zdarzało się, że chrzczono na prawo i lewo, niezależnie, czy ktoś wierzył, czy nie i czy ten chrzest poprzedziła katecheza i wtajemniczenie. Pamiętajmy także, że mówimy w Kościele również o chrzcie krwi oraz o chrzcie pragnienia. Wracam jednak do owych „100 proc. ludzkości”, gdyż istnieje niebezpieczeństwo pomylenia misji z propagandą sukcesu. Hans Urs von Balthasar mówił, że Kościół musi przebyć taką samą drogę, jaką przeszedł Chrystus. Droga Chrystusa „przełamuje się” na górze Tabor. Do niej Chrystus porywa za sobą cudami, idą za Nim tłumy, słuchają go i uwielbiają. Z góry Tabor Jezus idzie do Jerozolimy i idzie coraz szybciej, wiedząc, co Go tam czeka. Umiera w całkowitym opuszczeniu, zostaje przy Nim Matka, kilka kobiet i Jan. Potem jest Zmartwychwstanie. Jezus wyraźnie mówi: ziarno, które nie obumrze, zostanie tylko ziarnem. Drogę Jezusa powiela św. Paweł: idzie do Jerozolimy i też wszyscy żegnają się z nim płaczem. On mówi – nie wiem, co mnie tam czeka, oprócz tego, że czekają mnie więzy. Czemu więc tam idzie? Do Jerozolimy, a potem do Rzymu, gdzie da głowę? Bo taka jest logika życia Jezusowego. My często chcielibyśmy, by świat stał się klubem chrześcijan, ale w taki sposób, żeby nas to nie kosztowało, tzn. żebyśmy nie musieli przejść przez wydarzenia paschalne. Balthasar mówi, że Kościół był już na górze Tabor, chodzi o te wieki, kiedy Kościół był podziwiany, 100 proc. ludzi za nim szło – to mamy za sobą.
A może właśnie zatrzymanie się na dialogu, bez przepowiadania Jezusa zmartwychwstałego, jest chęcią przypodobania się światu, a więc krokiem wstecz?
– A kto mówi, że się zatrzymujemy?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?