Warszawa
Warszawa
Wystawa "Masoneria. Pro publico bono" w Muzeum Narodowym.
Tomasz Gołąb / Foto Gość

Masoneria

WAM /pd

publikacja 06.06.2025 12:43

Inaczej niż religie, nie tworzy systemu. Choć wśród jej duchowych źródeł i inspiracji występuje m.in. tradycja plotyńska, czy gnostycka. Rozmowa katolickiego publicysty Tomasza Terlikowskiego oraz Witolda Sokały, wolnomularza i masonologa.

Tomasz Terlikowski: Wolnomularze nieustannie podkreślają, że nie są religią, że ich poglądy nie są religijne, ale jeśli spojrzeć na problem z innej perspektywy poznawczej, to nie jest to, delikatnie rzecz ujmując, pełna prawda. Jeśli bowiem przyjrzeć się masonerii, to niemal natychmiast nasuwają się analogie do pewnych nurtów gnozy czy nurtów hermetycznych od starożytności, czy do neoplatonizmu i Plotyna. One też nie są w sensie ścisłym religią, są nią tylko pod pewnymi względami. A z masonerią łączą je choćby inicjacje czy postrzeganie świata w kontekście opozycji „profan – oświecony”.

Witold Sokała: Wspominałem, że wolnomularstwo czerpie z różnych tradycji pełnymi garściami. Mówię to mniej jako mason, a bardziej jako masonolog, czyli człowiek, który oprócz emocjonalnego uczestnictwa czasami próbuje także zastosować wobec tej materii chłodne spojrzenie badacza. Tak, to fakt po wielokroć opisany i zweryfikowany zgodnie z naukowymi regułami. Notabene, ale to już moja subiektywna ocena, masonerii jakoś udaje się z bogatego dorobku ludzkości wybierać akurat to, co najfajniejsze. Proszę mi wybaczyć ten kolokwializm, ale on bodaj najzwięźlej oddaje złożoność zagadnienia. Ta „fajność” to czasami oryginalność i zupełnie zaskakujące odpowiedzi na fundamentalne pytania, czasami głębia duchowa, a czasami po prostu życiowa i organizacyjna użyteczność pewnych rozwiązań. Trudno się więc dziwić, że tradycja plotyńska, tradycja gnostycka też wśród tych duchowych źródeł inspiracji występuje. Ale, inaczej niż religie, masoneria nie tworzy systemu…

TT: …tylko rytuały wypełniane różnymi treściami. Inna sprawa, czy rzeczywiście to się nie zdarza w systemach religijnych innych niż chrześcijaństwo, ale to temat na potem. Teraz wróćmy to obrzędów. Inicjacja jest tajna?

WS: Szczegółów tego rytuału nie mogę ujawniać, taka zasada. Mogę co najwyżej ostrożnie uchylać rąbka tajemnicy, żeby wzbudzić ciekawość publiki (śmiech). A tak serio, to on jest przecież i tak z grubsza znany, bo są opisy literackie, niektóre naprawdę bardzo bliskie rzeczywistości. Jeśli ktoś bardzo chce, to (zwłaszcza posługując się językiem francuskim czy angielskim) bez trudu znajdzie dosyć precyzyjne informacje w internecie. Absolutna tajemnica w dzisiejszych czasach już nie istnieje, zresztą nie tylko w tej sferze. Rzecz jasna to nie oznacza, że mam opowiadać na prawo i lewo, jak to wygląda. Ciekawscy mieliby zbyt łatwo. Szczególnie że nierzadko bez tego insajderskiego potwierdzenia nie wiedzą, który z krążących scenariuszy jest bliski prawdy, a który stanowi twór ludzkiej fantazji. Akurat tajność rytuałów tradycyjnie była istotnym elementem pracy loży, i to zawsze miało swój głębszy sens. Niezależnie od tego, do jakiej obediencji, tradycji czy rytu się należało, pewne zasady były fundamentalne i uniwersalne.

TT: Model inicjacji do masonerii jest wspólny?

WS: Przynajmniej bardzo podobny. Nie znam oczywiście wszystkich rytuałów stosowanych przez siostry i braci w różnych zakątkach globu, bo sam pracuję całe życie w rycie szkockim dawnym i uznanym. Ale sporadycznie, w charakterze gościa, zdarzało mi się uczestniczyć w pracach prowadzonych na przykład wedle rytu francuskiego i tam mogłem zaobserwować, że pewien zrąb czynności rytualnych i symbolika są zasadniczo takie same, choć występują oczywiście pewne różnice, raczej drugorzędne.

TT: Jakie?

WS: (Śmiech) Wychodzi z ciebie rasowy dziennikarz. Próbujesz mnie wziąć z zaskoczenia, a nuż się jednak wygadam… Nie, nie będziemy wchodzić zbyt głęboko. Tego już nie mogę i nie chcę powiedzieć. I to nie tylko z powodu tej tajemnicy, do której się zobowiązałem. Także dlatego, że zazwyczaj to jest tak silne indywidualne przeżycie, że byłbym nie fair wobec tych, którzy zdecydują się w przyszłości przejść tę drogę. Po prostu gdybym zaczął o tym publicznie opowiadać, odebrałbym im szansę na przepiękne, mocne wrażenia.

TT: Inicjacja to oczywiście moment wejścia do masonerii, ale zapewne tak jak chrzest w wieku dorosłym poprzedzony jest etapem katechumenatu, tak i przed inicjacją trzeba przejść jakieś procedury, etapy, przygotowanie? Zacznijmy od tego, czy prawdą jest, że do masonerii musi cię ktoś zaprosić?

WS: Przez wieki tak było. Często musiało być nawet tak, że to zaproszenie powinno wystosować w porozumieniu przynajmniej dwóch członków loży, którzy wspólnie rekomendowali kandydata. Potem cała loża mu się przyglądała, przeprowadzała procedury sprawdzające i dopiero po nich dochodziło do tej ceremonii inicjacji. Teraz świat poszedł do przodu. Wraz z rozwojem cywilizacji, społeczeństwa, a przede wszystkim mediów społecznościowych pojawiła się możliwość zgłaszania się samodzielnego. I to już jest dzisiaj powszechne. Na stronach internetowych wielu warsztatów można znaleźć adres kontaktowy i nawet ogólny opis procedury, którą kandydat będzie musiał przejść.

TT: CV, list motywacyjny, zaświadczenie od proboszcza…

WS: Tego ostatniego nie praktykujemy, przynajmniej nie jako oblige, ale jeśli ktoś by się uparł… to czemu nie? Wzięlibyśmy pod uwagę. Bardziej zbulwersowany byłby zapewne proboszcz, gdyby się dowiedział, po co ten kwit (śmiech). Natomiast dosyć częstą praktyką jest prośba, by osoba kandydująca od razu dostarczyła zaświadczenie o niekaralności. Ale nie ma tu sztywnej reguły, znam przypadki, co prawda bardzo nieliczne, że loża – po zbadaniu okoliczności i zastanowieniu – przyjmowała osobę niegdyś karaną sądownie, uznając, że dawny wyrok nie odebrał jej czci i zdolności honorowych. Jeden z przykładów: ktoś dawno temu nie zgodził się z policyjną interpretacją zdarzenia drogowego, nie przyjął mandatu, ale przegrał sprawę w sądzie. I mimo to był potem długie lata świetnym wolnomularzem, ozdobą swego warsztatu i mocnym ogniwem braterskiego łańcucha. Podstawą jest jednak rzeczywiście krótkie CV i list motywacyjny. Data urodzenia, stan cywilny, ukończone szkoły, przebieg pracy zawodowej i tym podobne. Ale, od razu przestrzegam tych, którzy chcieliby skorzystać z gotowca. To nie jest aplikowanie do korporacji, więc nie ma sensu się tam rozpisywać o tym, że przeszedłem (czy przeszłam) szkolenia z takich a takich programów komputerowych, mam sukcesy w sprzedaży i tak dalej, bo to jest nieistotne dla wolnomularstwa. Ważne jest za to, by zawrzeć w tej autoprezentacji przynajmniej skrócony opis swoich poglądów, refleksji nad sobą, refleksji nad światem oraz jakąś przybliżoną odpowiedź na pytanie, po co do masonerii chce się wstąpić. Swoją drogą, umiejętność selekcji tego, co naprawdę ważne i warte uwzględnienia w tym pierwszym dokumencie, to dla nas sygnał, z kim mamy do czynienia. Może nie decydujący, ale jednak rzutujący na ciąg dalszy. Dlatego potencjalnym chętnym podpowiadam: nie róbcie tego byle jak. Przemyślcie cel i treść, a także formę. Schludna redakcja dokumentu, brak błędów ortograficznych i literówek oraz jeszcze kilka innych drobiazgów – to świadectwo elementarnej kultury osobistej. W dzisiejszym świecie ludzie przywiązują do tego coraz mniej wagi, ale wśród masońskich „selekcjonerów” często zdarzają się osoby o bardzo niedzisiejszych standardach. I bardzo dobrze, moim zdaniem. Niech to będzie enklawa wolna od barbarzyństwa...

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki „Dlaczego Kościół boi się masonów?” autorstwa katolickiego publicysty Tomasza Terlikowskiego oraz Witolda Sokały, wolnomularza i masonologa. Wydawnictwo WAM

Masoneria

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona

Reklama