Kraj nie tylko bin Ladena

Jemen nawet w świecie arabskim kojarzy się egzotycznie, dziwnie i zaściankowo. My nie wiemy o tym kraju prawie nic.

Na tutejszej prowincji nic nie dzieje się bez przyzwolenia plemion. Międzynarodowa siatka bojowników al Kaidy walczących w ogólnoświatowym dżihadzie długie lata pasowała do tego hermetycznego środowiska niewiele lepiej niż „niewierni” z Zachodu. Swoboda, z jaką al Kaida zaczęła poruszać się ostatnio w Jemenie, nie wynikała z sympatii w lokalnym społeczeństwie, ale raczej ze słabości władzy. Tam gdzie działają plemienne (nie ideowe) powiązania przywódców al Kaidy i gdzie kolejni z nich zdołali się wżenić w jemeńskie plemiona, luźny charakter jemeńskiego państwa daje im swobodę działania nieznaną w silnie nasyconych tzw. służbami nowocześniejszych państwach arabskich. Zwłaszcza al Kaida Arabii Saudyjskiej (właściwego matecznika tej struktury), uciekając przed represjami, chroni się właśnie w Jemenie.

W lipcu 2009 r. odwiedził Sanę gen. Petraeus. Obiecał jemeńskim władzom dodatkową pomoc na zwalczanie terroryzmu (70 mln USD w ub. roku). W zamian oczekiwał radykalniejszej akcji w prowincjach penetrowanych przez islamistów. W następstwie, prezydent Ali Abdallah Salih posłał swojego bratanka Ammara, by w porozumieniu z plemionami przeprowadził modelową operację, która przekona Amerykanów o korzyściach inwestowania w jemeńskie władze. Tyle że najpierw islamiści zdołali zdobyć rządową ciężarówkę z zaopatrzeniem, a następnie siły rządowe pod dowództwem Ammara ostrzelały zabudowania członków plemion, z którymi wcześniej negocjowano współpracę. A miały zaatakować kryjówki al Kaidy. W tej bitwie rząd stracił 5 czołgów, było wielu zabitych i rannych żołnierzy, a siedmiu dostało się do niewoli. Władza przegrała militarnie, bo wywołała bunt neutralnych plemion, ale i – jak często w państwach arabskich – przekonała resztę obywateli, by w przyszłości nie wierzyć jej wersji wydarzeń.

Przepis na zwycięstwo
Nigeryjczyk Umar Faruq Abd al-Muttalib, który próbował wysadzić samolot lecący do Detroit, przyznał, że został przeszkolony w Jemenie. To skierowało na Jemen uwagę świata, który do niedawna nie bardzo wiedział, gdzie to państwo w ogóle leży. Zastanawiano się, czy nie rodzi się nowe laboratorium terroryzmu światowego. A może na Jemen będą przeprowadzane naloty albo jakaś operacja sił specjalnych USA i sojuszników. Przypomnijmy: w tym izolowanym i żyjącym własną dynamiką kraju toczą się trzy blisko powiązane konflikty. Atak zewnętrznych sił na jeden wybrany element tej układanki (al Kaida) będzie powtórzeniem scenariusza z Marib. Rykoszetem napędzone zostaną pozostałe konflikty: walka zajdytów z sunnitami i separatyzm na południu. A struktury plemienne, tradycyjnie zapewniające lepsze bezpieczeństwo niż państwo, jeszcze bardziej odgrodzą się od zewnętrznej kontroli. Wtedy słabe państwo wyprosi u swoich zachodnich przyjaciół pomoc: ataki samolotów bezzałogowych i rakiet z odległych okrętów. Nie jest to przepis na jakiekolwiek zwycięstwo. Coraz więcej bezstronnych dotąd ludzi przekona się do abstrakcyjnej dla nich dotąd idei światowego dżihadu. I znowu będzie trzeba zamykać bramy miast i ambasad na klucze.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg