Czyli kolejny powrót Pawła Smoleńskiego do Erec Israel.
Paweł Smoleński jest być może najwybitniejszym, współczesnym, polskim reportażystą. W pisanych przez niego książkach odnajdujemy opowieści góralskie, amerykańskie, orientalne… Te ostatnie najczęściej dotyczą konfliktu izraelsko-palestyńskiego i skomplikowanej sytuacji w Ziemi Świętej.
Nie inaczej jest w jego najnowszej książce, noszącej tytuł „Wnuki Jozuego”, gdzie po raz kolejny, cofając się nawet do czasów biblijnych, próbuje zrozumieć obie strony konfliktu, ale nic mu z tego nie wychodzi. Stereotypy, uprzedzenia, zaszłości, czy po prostu inne wyobrażenie tego, jak powinny wyglądać współczesne, żydowskie państwo Izrael oraz arabska Palestyna, nie pozwalają na zrozumienie, a co dopiero na porozumienie.
A jednak w książce pojawia się „wyjątek”, czyli zmarły w 2013 roku rabin Menachem Froman. Człowiek, który optował – tu obszerny cytat:
„za taką Jerozolimą, która jest wspólną stolicą Żydów i Arabów. Wierzył, że Bóg wyznaczył święte miasto, by królowało trzem wielkim religiom. Pisał w liście do przywódcy Autonomii Abu Mazena i mówił wielokroć: „Z trudnych doświadczeń wspólnej historii dwóch narodów – izraelskiego i palestyńskiego – płynie ważna nauka, szczególnie istotna dla nas, braci z tej samej ziemi. Jeśli los jednego jest marny, lichy jest również los drugiego brata. Gdy jednemu z nich się poprawi, wówczas, z Bożą pomocą, poprawi się drugiemu. Małe żydowskie dzieci uczą się z zaczerpniętej z Talmudu [wszak w Koranie można znaleźć wątki z Biblii i Talmudu – P. S.] muzułmańskiej przypowieści o mężczyźnie, który za czasów Mahometa przyszedł do żydowskich mędrców, by objaśnili mu podstawy swojej wiary. Mędrcy powiedzieli: >>Kochaj swoich sąsiadów jak siebie samego<<. Z tego hadisu, czyli zapisu słów samego Mahometa, podsumowującego najważniejsze zasady żydowskiej religii, możemy nauczyć się my, Żydzi, że wolno nam oczekiwać z woli wszechmocnego Boga [rabin użył słowa „Allah” – P. S.] wolnego i kwitnącego państwa żydowskiego ze stolicą w Jerozolimie, a nasi palestyńscy sąsiedzi też mogą spodziewać się swojego państwa ze stolicą w tej samej Jerozolimie. Jeśli oba narody będą miały na tyle rozsądku i szczęścia, by wreszcie ukamienować szatana, który zachęca nas do wojny i nienawiści, powołamy Jerozolimę na stolicę Izraela i Palestyny, stolicę pokoju dla nas i jeśli taka będzie wola Boga, dla całego świata”.
Kto wie, czy nie są to najważniejsze słowa, które padają w książce Smoleńskiego. Słowa dające autentyczną nadzieję.
Ta nadzieja, co ciekawe, w jakiś niezwykły sposób emanuje także z piękna i przyrody Ziemi Świętej. Tchnienie pustyni, „wielki czerwony księżyc w pełni”, „niebo jasne jak ultramaryna”… - jest i jakaś niezwykła literackość, poetyckość w tej książce, zdominowanej jednak przez relacje z kolejnych zatargów i konfliktów w osiedlach, czy kibucach.
Kiedy Smoleński „odchodzi na bok” - robi się ciekawiej. To właśnie takie „zapiski na marginesie”, zauważane, wyłapywane od czasu do czasu drobiazgi są w tej książce najciekawsze. Najsmaczniejsze. Zupełnie jak rodzynki w kuglu.
Wydawnictwo Czarne
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?