Ok. 120 nacjonalistów hinduskich dokonało samosądu na 37-letnim katoliku.
We wsi Tingaru w dystrykcie Palamu w stanie Dżharkhand w północno-wschodnich Indiach ok. 120 nacjonalistów hinduskich dokonało samosądu na 37-letnim katoliku Rameszu Mindżu. Przyczyną zbrodni było zabicie młodego byczka na potrzeby rodziny. O zdarzeniu, do którego doszło w sierpniu 2017, poinformował 27 czerwca w rozmowie z włoską agencją misyjną AsiaNews John Dayal – sekretarz generalny Ogólnoindyjskiej Rady Chrześcijan i przewodniczący Ogólnoindyjskiego Związku Katolickiego. Podkreślił, że dotychczas władze nie podjęły żadnych kroków, aby ustalić i ukarać sprawców samosądu.
Zabójstwo katolika pochodzącego z plemienia Orao, stanowiącego większość w tym dystrykcie, „jest ignorowane przez wszystkich” – oświadczył Dayal. Zwrócił uwagę, że to tragiczne wydarzenie dokonało się „w zupełnej ciszy” miejscowych mediów i polityków. Również żadna chrześcijańska organizacja pozarządowa nie zajęła się tą sprawą ani nie podjęto dyskusji na temat prześladowań chrześcijan na tym obszarze – stwierdził z goryczą działacz chrześcijański.
Zabity katolik był mieszkańcem wioski Tingaru w dystrykcie Pqalamu, w którym większość mieszkańców stanowią cłonkowie plemienia Orao.w 2007 poślubił Anitę. Był bardzo uzdolniony, pracował w miejscowej stacji nasiennictwa, prowadził ciągnik, którym obsługiwał inne stacje, był też taksówkarzem. W owym tragicznym dniu zaatakował go tłum 120 hindusów, którzy najpierw ciężko go pobili, a następnie wezwali policję, aby go aresztowała za zamordowanie „świętego zwierzęcia”. Trafił na posterunek policji w Bhandaria i tam żona zdążyła się z nim zobaczyć po raz ostatni. Opowiedziała później, że jej mąż miał złamane kolano i całe ciało opuchnięte wskutek siniaków. Zatrzymano 17 osób, ale nikogo nie aresztowano, a gdy mężczyzna zmarł, pochowano go w miejscowym lesie.
Zbrodnia sprzed prawie 2 lat nie była jedyna na tym terenie. Kilka dni temu opinię publiczną wstrząsnęła wiadomość o okrutnym zabójstwie dokonanym na 24-letnim muzułmaninie Tabrezie Ansarim również z tego stanu i z podobnego powodu. Po tym zdarzeniu miejscowy dziennikarz Harsh Mander wystosował 26 czerwca list otwarty do stanowego Sądu Najwyższego, żądając od władz powstrzymania przemocy na tle religijnym. Premier Indii Narendra Modi oświadczył ze swej strony, że jest „zasmucony” z tego powodu.
W Indiach sprawa „świętych krów” stała się palącym zagadnieniem ogólnonarodowym, szczególne w obliczu samosądów, dokonywanych na muzułmanach przez członków organizacji hinduskich należących do rodziny Sangh Parivar. Krowa jest dla wyznawców hinduizmu zwierzęciem świętym i zabicie jej uważają oni za obrazę bogów. Niektóre stany zakazują handlu i spożywania cielęciny i wołowiny, których mięso jest jednak podstawą wyżywienia chrześcijan i muzułmanów; wyjątkiem są także biedni żyjący z wyprawiania skór zwierzęcych.
Wracając do sprawy R. Mindża John Dayal wskazał na liczne zaniedbania policji w tym zakresie. „Nie chcieli oni aresztować miejscowych potężnych polityków, którzy podburzali tłum” i spoczywa na nich odpowiedzialność za śmierć katolika „z powodu ich nieskuteczności i obojętności”. Ponadto działacz katolicki zauważył, że sprawa R. Mindża wykroczyła także poza dyskusje nt. handlu mięsem krowim, a zakaz dotyczący tej sprawy pokazuje, że śmierć na tym tle spotyka muzułmanów, dalitów [tzw. niedotykalnych – KAI] i chrześcijan, czyli w praktyce wyznawców każdej religii.
Zdarzenia te powinny stać się „dzwonkiem alarmowym” dla Kościoła i wspólnoty katolickiej, a to, co ostatnio spotkało muzułmanów, może uderzyć też w chrześcijan i inne mniejszości religijne – podsumował swą wypowiedź J. Dayal. Podkreślił, że taka jest natura Hindutva [hinduskości, czyli istoty bycia Hindusem], która w ostatnich 10 latach stoczyła się na pozycje bestialskie, przemocy i upolitycznienia.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...