Władze Pekinu nakazały właścicielom sklepów i restauracji muzułmańskich, aby usunęli z witryn napisy w języku arabskim i symbole związane z islamem; jest to część prowadzonej przez rząd ChRL kampanii "sinizacji wyznań" - podał w czwartek Reuters.
Pracownicy 11 pekińskich lokali sprzedających produkty dozwolone w diecie muzułmańskiej powiedzieli agencji Reutera, że urzędnicy kazali im usunąć z szyldów rysunki związane z islamem, takie jak półksiężyc, a także słowo "halal" pisane w języku arabskim.
"Mówili, że to jest obca kultura i należy używać więcej z kultury chińskiej" - przekazał menedżer restauracji, który podobnie jak inni rozmówcy zastrzegł sobie anonimowość ze względu na charakter omawianej sprawy.
Według Reutera kampania przeciwko arabskim napisom i muzułmańskim symbolom to nowy etap prowadzonej przez władze Chin polityki "sinizacji religii", czyli nadawania im "chińskiej specyfiki". Rząd chce w ten sposób sprawić, że funkcjonujące w ChRL grupy wyznaniowe dopasują się do chińskiej kultury głównego nurtu.
Komunistyczna Partia Chin obawia się, że religie zostaną wykorzystane przez "obce siły" do wywierania wpływu na chińskie społeczeństwo i propagowania w nim zagranicznych systemów wartości.
Na celowniku kampanii sinizacji znalazł się nie tylko islam. Władze zacieśniły w ostatnich latach kontrolę również nad Kościołami chrześcijańskimi, znacznie nasiliły presję na niezarejestrowane grupy wyznaniowe i zburzyły krzyże w niektórych świątyniach uznanych za nielegalne.
Kwestia wyznawców islamu przyciąga jednak szczególną uwagę świata ze względu na sytuację w regionie Sinciang na zachodzie kraju. W przeszłości dochodziło tam do brutalnych i tragicznych w skutkach aktów przemocy na tle etnicznym pomiędzy muzułmańskimi Ujgurami a Chińczykami Han, którzy stanowią większość mieszkańców regionu. Chińskie władze odpowiedziały na te wydarzenia radykalną kampanią nadzoru.
Obecnie Chiny mierzą się z narastającą krytyką Zachodu w związku z ich polityką wobec mniejszości w Sinciangu. Eksperci ONZ wyrażali obawy w odpowiedzi na wiarygodne doniesienia, że nawet milion Ujgurów może być tam arbitralnie przetrzymywanych w pozaprawnych obozach internowania. Według obrońców praw człowieka Ujgurzy na każdym kroku poddawani są kontrolom, a do obozu mogą trafić choćby za używanie komunikatora WhatsApp czy sieci społecznościowej Facebook.
Większość właścicieli muzułmańskich lokali w Pekinie, z którymi rozmawiali dziennikarze agencji Reutera, nie miała nic przeciwko zastąpieniu arabskich napisów chińskimi lub zakryciu ich. Jeden pracownik sklepu mięsnego oskarżył jednak władze o próbę zniszczenia islamskiej kultury. "Zawsze mówią o jedności narodowej, zawsze mówią, że Chiny są wieloetniczne. Czy to jest jedność narodowa?" - zapytał.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...