Uszom nie chciałam wierzyć, ale tak rzeczywiście mówił. I dużo jeszcze innych podobnych rzeczy.
Ponieważ opętanie płynąć może z czyjegoś przekleństwa (wystarczy, że nam kiedyś babcia powiedziała „Idź do diabła”), więc na wypadek, gdybyśmy kiedy poczuły się sfrustrowane i zrozpaczone, rekolekcjonista (młody salezjanin) radzi nam nie pytać, kto nas przeklął, tylko odmówić specjalny egzorcyzm ze słowami „… autorytetem dziecka Bożego uwalniam się od wszelkiego przekleństwa…”
Uszom nie chciałam wierzyć, ale tak rzeczywiście mówił. I dużo jeszcze innych podobnych rzeczy. Któregoś dnia zamiast konferencji było półtoragodzinne nabożeństwo „uwolnienia”. Na początku było zapowiedziane, że na skutek tych modlitw może nas boleć głowa albo brzuch, i to w porządku, to się po prostu ujawnia nasz demon przed wygnaniem. (Nikogo, o ile wiem, nic nie zabolało.) Składało się to nabożeństwo z dziwacznych egzorcyzmów ("wiążemy wszystkie duchy takie a takie, w powietrzu, w atmosferze, pod ziemią… Przeciw wszelkim czarom, wszelkim urokom, wszelkim przekleństwom…", w sumie ni to ksiądz Marek Jandołowicz, ni to Serczykowa z "Paziów króla Zygmunta"); i były tam długie spisy najprzedziwniejszych praktyk magicznych, których trzeba się było po kolei odrzekać, a to w imieniu tak własnym, jak i swoich przodków, bo a nuż ktoś z nich coś takiego popełnił.
Idea była, żeby dokonać zbiorowego oczyszczenia naszej genealogii, na co nasi przodkowie w zaświatach dotychczas czekali; a to mocą Krzyża Chrystusowego – tylko nie wyjaśniono, dlaczego ta moc nie działała dotąd, a czekała na ten egzorcyzm. Zmęczony, ale szczęśliwy, kaznodzieja nakazał nam wierzyć, że to się właśnie dokonało… ale następnego dnia powtórzył to w skrócie od nowa i Mszę św. ofiarował w intencji tego oczyszczenia, więc nie wiadomo, czy się już wczoraj dokonało, czy dopiero dzisiaj; ale wierzyć kazał…
Nie wiem, ile pokoleń wstecz musiałabym sięgać w swoją genealogię, żeby znaleźć w niej kogoś, kto wierzył w czary; a cóż dopiero, kto by je uprawiał? Może nasz kaznodzieja pochodzi ze środowiska, w którym ta wiara nie wygasła dotychczas i uznaje ją za rzecz normalną? Ale pytam: Więc kto w końcu rządzi światem? Gdyby złorzeczenie, choćby żartem wypowiedziane, miało taką moc, że od samego dźwięku słów szatan nabierałby władzy nad drugim człowiekiem, to już tylko wypadałoby uwierzyć także w skuteczność machania różdżkami i przyjąć, że Bóg wprawdzie ustanowił prawa fizyczne i prawa moralne, ale bieg wydarzeń pozostawił prawom magii.
Fragment książki „Oślica Balaama. Apel do duchownych panów”
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach „Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich” w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?