Przebywającymi na terenie irackiego Kurdystanu jazydami opiekuje się Jezuicka Służba Uchodźcom, wspierając ich materialnie i psychicznie.
Rośnie liczba samobójstw wśród jazydzkich uchodźców wypędzonych siedem lat temu przez bojowników tzw. Państwa Islamskiego z Sindżaru w północno-zachodnim Iraku. Masowe mordy, których dopuścili się wówczas islamiści, pozostawiły na tej społeczności głęboki i bolesny ślad. Większość z nich nadal boi się wrócić do swoich domów.
Jazydami przebywającymi na terenie irackiego Kurdystanu opiekuje się Jezuicka Służba Uchodźcom, wspierając ich materialnie i psychicznie. Dla wielu z nich nie ma miejsca nawet w obozach dla migrantów. Warunki w jakich żyją są tragiczne. To wszystko, a także trauma z przeszłości, prowadzi ich do desperacji i prób samobójczych. Jazydzi cierpią także dlatego, że nie mogą powrócić do swojej ojczyzny.
„Byłoby to bardzo niebezpieczne. W rejonie Sindżaru wciąż spotyka się uzbrojone grupy sympatyzujące z islamistami. Kolejnym powodem jest zniszczenie miasta i okolicznych wiosek, brak elektryczności i opieki zdrowotnej oraz szkół dla dzieci i pracy dla dorosłych. Domy i pola są zaminowane” – mówi Radiu Watykańskiemu ks. Joseph Cassar, kierujący jezuicką grupą pomocową.
„Rozminowanie domów potrwa wiele lat, podobnie jak usunięcie min z pól uprawnych. To przekleństwo dla ludności, która zajmuje się głównie rolnictwem. Ludzie boją się wracać, czują się zagrożeni. Zaledwie dwa dni temu doszło w Sindżarze do bombardowań dokonanych przez tureckie lotnictwo, którego celem było zniszczenie domniemanych pozycji Partii Pracujących Kurdystanu – powiedział w rozmowie z papieską rozgłośnią ks. Joseph Cessar. – Misja jezuitów wśród jazydów to towarzyszenie im w tych trudnych czasach, bycie znakiem nadziei na lepszą przyszłość. Odwiedzamy rodziny przesiedleńców, staramy się wspierać je materialnie. Zapewniamy opiekę prawną i edukację dla ponad dwustu dzieci. Niesiemy także pomoc psychologiczną straumatyzowanej społeczności”.
Po zajęciu Sindżaru 3 sierpnia 2014 r. ekstremiści z Państwa Islamskiego zamordowali ponad 10 tys. jazydów i pod groźbą śmierci zażądali od pozostałych przejścia na islam. W efekcie ludność jazydzka uciekła w góry. Po kilku dniach siły kurdyjskie utworzyły pod osłoną zachodniego lotnictwa korytarz, którym 20 tys. uchodźców przeprowadzono na kurdyjskie tereny w Syrii i Iraku, a znaczna część dotarła do Turcji. Ludność jazydzka w Turcji była poddawana dyskryminacji i prześladowaniom ze względu na wyznawaną religię, których celem było zmuszenie ich do powrotu do Iraku, gdzie pomimo pokonania zorganizowanych struktur Państwa Islamskiego pozostało wielu zwolenników tej organizacji.
Od siedmiu lat jazydzi żyją w całkowitym zapomnieniu. Zniknęli z czołówek wiadomości i pierwszych stron gazet. Społeczność międzynarodowa nie interesuje się ich cierpieniami podsycanymi przez rosnącą biedę i analfabetyzm. Wielu z nich mieszka w obozach dla uchodźców prowadzonych głównie przez wolontariuszy ze stowarzyszeń pozarządowych. Wielu, jeszcze biedniejszych, korzysta z pomocy Kościoła katolickiego.
Jazydyzm to monoteistyczna religia, która narodziła się w XII w. Łączy w sobie elementy kilku religii, w tym islamu i pierwotnych wierzeń kurdyjskich, a nawet chrześcijaństwa. Obecnie na świecie żyje od 300 do 600 tys. jej wyznawców. Społeczność jazydów była wielokrotnie prześladowana, tylko do 2013 r. dotknęły ją aż 72 masakry. Samobójcze zamachy na jazydów z 2007 r. były atakami terrorystycznymi z największą liczbą ofiar po zamachu na World Trade Center. W ich wyniku zginęło 800 osób a 1,5 tys. zostało rannych.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?