Praca wśród trędowatych nie była marzeniem jej życia. Bóg dał jednak natchnienie i siłę.
Doktor Helena Pyz prowadzi Ośrodek Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya w Indiach. Stygmat choroby uczyła się akceptować od swych dziecięcych lat. W podstawówce zachorowała na Heine-Medina. Po żmudnej rehabilitacji pozostało porażenie prawej nogi i nieodłączne kule. Długie pobyty w szpitalach sprawiły, że spodobała jej się medycyna i została internistą. O tym, że w Jeevodaya trędowaci potrzebują lekarza usłyszała na imieninach u koleżanki. Na paszport i wizę do Indii czekała dwa lata. Wyjechała gdy w Polsce trwały obrady Okrągłego Stołu. Ktoś jej powiedział: „Jak zobaczysz, że to nie twoje, to wracaj”. I tak mięły 22 lata. Misjonarka z Instytutu Prymasa Wyszyńskiego zauważa, że wciąż największym problemem jest zbyt późne wykrywanie trądu i społeczne odrzucenie.
Z lekarką trędowatych rozmawia Beata Zajączkowska.
Rozszyfrujmy na początku nazwę ośrodka Jeevodaya…
- Słowo to w sanskrycie znaczy świt życia.Trędowaty to człowiek pozbawiony wszelkich praw, wyrzucony poza nawias społeczeństwa. I dla takich właśnie ludzi powstał ten ośrodek. Ma im dać szansę w powrocie do normalnego życia. Nie jest to jednak takie proste jak by się wydawało nawet przy najnowszych osiągnięciach medycyny. Nie wystarczy tylko wyleczyć choroby. Potrzebna jest też ogromna praca nad pacjentem, który z powodu trądu czuje się wykluczony. Indyjskie społeczeństwo jest bezlitosne. Człowiek okaleczony w wyniku trądu praktycznie nie ma szans powrotu do normalnego życia. Okaleczone ciało jest stygmatem naznaczającym na zawsze. Taki trędowaty nie może żyć w swojej wiosce, często rodzina się go wyrzeka, niejednokrotnie z najbliższymi jest zmuszony do opuszczenia domu w którym żył całe lata. Wówczas przeważnie trafia do koloni dla trędowatych, będącej odpowiednikiem najuboższych slumsów, gdzie żyją wyłącznie trędowaci i ich rodziny. Właśnie z myślą o takich ludziach przed 40. laty ks. Adam Wiśniewski stworzył Jeevodaya. Ten ośrodek w zamyśle polskiego pallotyna miał być dla nich startem w nowe życie.
Według Światowej Organizacji Zdrowia co roku przybywa ok. 250 tys. trędowatych na świecie. Obecnie są ich 3 mln, z czego 70 proc. chorych żyje właśnie w Indiach. Dlaczego wciąż jest to tak ogromny problem?
- Trąd we współczesnym świecie nie jest problemem medycznym, ale społecznym. Polega przede wszystkim na wykrywaniu choroby. Dopóki nie będzie łatwego dotarcia pacjenta do lekarza nie ma mowy o zwalczeniu trądu. Ja mam ciągle świeże przypadki trądu. Przychodzą ludzie którzy zachorowali miesiąc temu, ale i tacy, co są chorzy już do kliku lat, niektórzy już okaleczeni. I to jest zasadnicza różnica. Trąd wcześnie zdiagnozowany można zupełnie wyleczyć i nie daje żadnych powikłań, kiedy jest zaniedbany mamy do czynienia z poważnymi okaleczeniami. Trąd to choroba zakaźna, bakteryjna. Skuteczne leczenie trwa od kilku miesięcy do dwóch lat. Wciąż niestety nie wykryto jeszcze szczepionki przeciwko trądowi.
W Polsce była Pani internistą…
- …a tu mam co najmniej kilka specjalizacji! Jestem po trosze okulistą, laryngologiem, ginekologiem, położną, pediatrą i zwłaszcza dermatologiem. Musiałam poznać choroby tropikalne, a przede wszystkim nauczyć się trądu ponieważ jak wyjeżdżałam moja wiedza na ten temat była nikła. Praktycznie wiedziałam o trądzie tyle ile wyczytałam sama w encyklopedii…
Pracuje Pani w Indiach ponad 20 lat, czy przez ten czas skala problemu uległa zmniejszeniu?
- Tak, zdecydowanie. Na początku mego pobytu diagnozowałam ok. 500 nowych przypadków rocznie, obecnie jest ich trzy razy mniej. Trąd wykrywam często przypadkowo, przy okazji innych badań. Pacjenci docierają do Jeevodaya nawet z terenów odległych o ponad 200 km. Przychodzą, bo jest tu „biały lekarz” leczący za darmo. Przyjmujemy wszystkich. Leczymy też bardzo rozpowszechnioną gruźlicę i to nie tylko płuc, ale dosłownie wszystkich narządów. Prowadzimy też program pomocy dla chorych na HIV/AIDS. Zapewniamy nie tylko poradę lekarza, ale również bezpłatne leki, opatrunki. Żeby tylko chcieli te leki systematycznie przyjmować, to już byłby duży sukces. Świadomość, że z trądu można zupełnie wyzdrowieć jest wciąż bardzo mała.
Wielu z Pani współpracowników to wyleczeni trędowaci, niektórzy bez palców u dłoni…
- To najlepsi współpracownicy. Nie boją się dotknąć chorych. Hinduski lekarz wciąż nie dotknie pacjenta trędowatego. Nie żeby się bał, że sam się zarazi, tu wiedza jest już wystarczająca. Wie, że jeśli zacznie leczyć trędowatych to inni pacjenci do niego nie przyjdą. I w tym jest cały problem. To już ks. Wiśniewski pierwszych współpracowników znalazł wśród trędowatych, ja po latach weszłam w ten system, uważam że się doskonale sprawdza i tak jest po dziś dzień. Oni rozumieją pacjenta, wiedzą jakie są ich prawdziwe problemy. Są też ważnym przykładem dla chorych mówiącym: ty też możesz wyzdrowieć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?