Państwo Stanisław i Krystyna Kubiakowie oglądali film „Ludzie Boga” ze łzami w oczach. Trapistów z Tibirine zamordowanych w 1996 r. znali osobiście.
Krzysztof Błażyca Państwo Kubiakowie z szyszką z ogrodu z Tibhirine, pamiątką od o. Christiana de Cherge W katowickim mieszkaniu państwa Kubiaków pełno dyskretnych pamiątek z Algierii. Kolorowa kalebasa, imponująca róża pustyni, na ścianach ryciny. Ale dziś najcenniejsza jest szyszka z klasztornego ogrodu w Tibhirine. Zwłaszcza że na ekrany kin wszedł film ukazujący ostatnie dni życia siedmiu zakonników z klasztoru położonego w górach Atlasu.
– To prezent od Christiana – mówi ze wzruszeniem pan Stanisław. Gdy oglądali razem z żoną przedpremierowy pokaz „Ludzi Boga”, wspomnienia odżyły z pełną siłą. – Nie było łatwo patrzeć – przyznają.
W Algierii mieszkali od 1986 do 1994 r. Pan Stanisław, fizyk, wykładał na tamtejszych uczelniach. Najpierw w Chlef, a od 1991 r. Tizi Ouzu. Pani Krystyna uczyła dzieci przy polskiej ambasadzie w Algierze. Oni, chrześcijanie, mieli przyjaciół wśród muzułmanów. – Zapraszano nas na obchody ramadanu. A muzułmanie przychodzili do nas z życzeniami w czasie naszych świąt – opowiadają.
Maluchem do Thibirine
W wolnych chwilach ruszali na podbój pustyni… maluchem. Podczas jednej z wypraw zawitali do Tibhirine. – To było w styczniu 1988 – wspomina pan Stanisław. Wracaliśmy z objazdu małej pętli saharyjskiej. Zjechaliśmy wtedy ok. 2000 km w 10 dni. Jasne, że po drodze zdarzały się usterki lub burze piaskowe. Ale ludzie chętnie pomagali i z entuzjazmem witali naszego 126p.
O trapistach wiedzieli od znajomych księży i sióstr. – Przy furcie powitał nas ojciec Celestyn. Zaprosił do ogrodu. Opowiadał, że zanim zdecydował się zostać mnichem, żył samotnie w górach Atlasu – wspominają. – Nawet podobny był do niego aktor z filmu, choć Celestyn, był w rzeczywistości bardzo siwy – dodaje pani Krystyna. –Mnisi byli pogodnymi ludźmi, pełnymi radości i otwartości – przyznają. Archiwum Rodzinne Stanisław Kubiak w bratem Paulem (po lewej) i o. Christianem de Cherge, przeorem wspólnoty z Tibhirine
Drugi raz odwiedzili trapistów w 1991 roku. To wtedy o. Christian podarował im pamiątkową szyszkę. Spożyli wspólnie piknik. Rozmawiali o prostych rzeczach. Poznali o. Bruno i br. Luca, tamtejszego lekarza, do którego przychodzili się leczyć nawet islamscy bojownicy. – Luc leczył każdego. Klasztor był miejscem spotkania. Sam był bardzo schorowany. Miał astmę. Siedział w tyle, cichy, w swej czapce i swetrze. Przysłuchiwał się.
Pan Stanisław rozumie, dlaczego o. Christianowi trudno było podjąć decyzję o opuszczeniu klasztoru, gdy sytuacja stała się niebezpieczna. – Byli przywiązani do miejsca i ludzi, ze wzajemnością
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?