publikacja 07.04.2025 10:22
Trwały najkrótsze dni w roku. Światło, które przebijało przez ciężkie od śniegu chmury, zdawało się gęste i szare. Zanosiło się na kolejną zamieć.
Mimo to pod studnię przybyli prawie wszyscy mieszkańcy doliny, poza najmłodszymi i najbardziej niedołężnymi. Sawa wypatrzyła wśród nich syna i odpowiedziała na jego pozdrowienie, a potem dołączyła do córki, stojącej wraz z mężem na obrzeżach grupy.
Wieś nie miała zarządcy, lecz w sytuacjach wymagających wspólnej decyzji spotkania prowadził kowal, cieszący się wśród sąsiadów ogromną estymą, oraz żerca, który w ich imieniu mógł rozmawiać z bogami.
– Wilki podchodzą pod wieś! – zagrzmiał kowal, stanąwszy na cembrowinie studni, zamkniętej na zimę grubym deklem. – Nie dalej jak wczoraj ośmieliły się już wejść między chaty i ledwie je przepłoszyliśmy, ale zdążyły porwać dzieciaka od Żentyców!
Większość ludzi wiedziała już o tym z plotek, ale dla Sawki była to nowość i aż ścisnęło ją w brzuchu. Nie odezwała się jednak, bo z pewnością wzięliby ją za szaloną.
– Pilnujcie swoich dziecek! – krzyczał tymczasem kowal. – Niech nikt nie wychodzi sam na zewnątrz, zawsze bierzcie ze sobą coś do obrony i pod żadnym pozorem nie chodźcie w las!
Górale mruczeli z aprobatą, kiwali głowami i wymieniali uwagi przyciszonym głosem. Wiedzieli, co robić. Wilki czasem podchodziły pod gospodarstwa, kiedy zima była wyjątkowo trudna. Niekiedy zabijały owce albo psy, ale dawno już nie zdarzyło się, żeby zaatakowały człowieka.
– Muszą być tak samo głodne jak my – wyrwało się Sawce.
Powiedziała to cicho, bardziej do siebie, ale córka usłyszała jej słowa i spojrzała na matkę z ukosa.
– Chyba im nie współczujecie? Nie wiadomo przecież, czy to nie one ojca… – Urwała, widząc, jak twarz matki tężeje z każdą sekundą.
– Przecież nie wiemy, czy on nie żyje – odparła Sawka z wyrzutem.
– To gdzie jest?
– Nie wiem. Może zamieć odcięła go gdzieś w lesie.
W okolicach Białej Skały są takie miejsca, gdzie w jaskiniach biją gorące źródła. Jeśli się tam skrył, może wrócić, kiedy pogoda się poprawi.
– A co on by robił w jaskiniach? Przecież nawet nie szedł do lasu. Zresztą to było już tyle czasu temu…
– Cichaj. – Sawka nie chciała jej słuchać. – Nie mów tak. Nie mamy ciała, więc ojciec może jeszcze żyć.
W oczach córki dostrzegła nagły żal i współczucie. Po chwili wahania dziewczyna przytaknęła skinieniem głowy. Nie ciągnęła rozmowy.
– Posłuchajcie! – Stojący poniżej kowala żerca uniósł ramiona.
Jego głos był miękki jak całe jego ciało. Sawa pamiętała, gdy był jeszcze dzieckiem i podglądał ją, jak z innymi dziewczętami prała koszule w jeziorze, a teraz w imieniu całej wsi rozmawiał z bogami. Nigdy nie mogła się do niego przekonać.
– Wytrzymajcie jeszcze trochę! – krzyczał. – Jako że wilki są wyjątkowo zajadłe tej zimy, przyspieszymy wilcze święta. Jutro wieczorem zbierzemy się na obrzędzie i jak bogi pozwolą, ujarzmimy moc bestii! A potem czekają nas Szczodre Gody, będziemy jeść, weselić się i czekać wiosny! Zachowajcie czujność i pozostańcie bezpieczni do tego czasu!
Sawa prychnęła odruchowo. Głos i sposób mówienia żercy wywoływały w niej niechęć. Jego poprzednik był prawdziwym przywódcą, godnym reprezentowania wsi przed bóstwami, a ten chłystek nie dorastał mu do pięt.
– Módlcie się do Welesa! – grzmiał mężczyzna. – Proście go, by uchował was przed swymi wilkami!
Sawa drgnęła na wspomnienie Welesa. Pamięć podrzuciła jej wspomnienie spojrzenia żółtych oczu błyskających w twarzy o ostrych rysach. Serce zabiło jej mocniej. Czy to możliwe…?
*
Powyższy tekst jest fragmentem opowiadania Marty Krajewskiej pt. "Wilcze święta" i pochodzi z antologii "Weles. Opowieści z podziemia" wydanej nakładem Wydawnictwa Kobiecego.
Wilcze święta