Powyższe pytanie zadał sobie dziś na łamach "Gościa Niedzielnego" Marcin Jakimowicz, recenzujący książkę "Ekonomia w judaizmie".
– Żyd chodzi do pracy, bo… tak mu nakazuje Bóg – z rozbrajającą szczerością odpowiada warszawski rabin i współautor publikacji, Szalom Ber Stambler. Wraz z Filipem Memchesem pozwala on "czytelnikowi bliżej zrozumieć specyfikę kultury żydowskiej i jej relacji ze współczesnym światem materialnym".
Autorzy "przeanalizowali funkcjonujące po dziś dzień stereotypy związane z kulturą żydowską i podejściem religii judaistycznej do sfery ekonomii, jak również poruszyli trudne tematy, takie jak egzystencja człowieka w obliczu kryzysu finansowego.
Jak możemy przeczytać w książce: "bogacenie się w świetle judaizmu ma w sobie zatem coś z duchowego samodoskonalenia... Najważniejsze, żeby w życiu nie rozminąć się z powołaniem. Człowiek, który dobrze szlifuje diamenty, ale jest piekarzem, robi błąd.
Wedle pewnej wypowiedzi talmudycznej, dziś nie ma biednych ludzi w sensie niedostatku materialnego. Chleb znajdzie się dla każdego, najwyżej może być mniej świeży. Dzisiejsza bieda ma natomiast charakter duchowy - człowiek często nie wiem, po co żyje i jak ma żyć. A zatem pieniądze powinny w pierwszej kolejności służyć sprawom świętym.
Po Holocauście rabin Menachem Mendel Schneerson życzył wszystkim Żydom, którzy przeżyli, trudnego sprawdzianu, jakim jest bycie bogatym. Uważał, że po tym, co przeszli, mogą brać na siebie odpowiedzialność, jaka wiąże się z bogactwem".
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?