Ufologia a religia. Ufologia a sekty... Warto przypomnieć, jak to jest z tą "wiarą" w obce istoty.
Egipska bogini będąca personifikacją jednej z gwiazd widniejących na nieboskłonie.
Jubileusz obwieszczajcie wyzwolenie w kraju dla wszystkich jego mieszkańców.
Czyli inaczej Szczodre Gody. Słowiańskie święto obchodzone w pierwszy dzień zimy.
Zastanawiam się skąd wiesz drogi Piotrze jakie ma zwyczaje szatan? Mylicie się co do Halloween, można to traktować jako zwykłą przebieraną zabawę, nikt nie bluźni, nie czci szatana, nie czyni żadnych rytuałów. Ludzie, a szczególnie młodzież, uczestniczący w tych zabawach nie maja złych intencji. Ja pójdę za chwile do pubu spotkać się ze znajomymi, nie będę się w nic przebierał, wypije dwa piwa i pójdę do domu. Jestem zły? Nienormalny? Przyznałem się do tego że wypije piwo, jestem alkoholikiem? Wyjmijcie belkę z oka! Zajmijcie się najpierw sobą, bo tak samo jak ja, idealni nie jesteście. Publicznie wyznajecie wiarę, pokazujecie się w kościele a po powrocie do domów? Kłótnie małżeńskie, zdrady, alkoholizm i obłuda.
Dlaczego musimy małpować zwyczaje innych? A dlaczego nie? Jakie my mamy tradycje? Śmigus dyngus? Czy na pewno w dalszym ciągu chodzi o polewanie kobiet wodą i kruszonki? A może kolejna okazja żeby się napić? Na wiosnę topi się Mażanne, to nie jest żaden rytuał? Żaden z was nigdy nie odpukał w niemalowane? Nie pomyślał sobie: "czarny kot, będzie pech"?
Można by tu pisać w nieskończoność, ale nie o to chodzi. Moja wypowiedz zapewne spotka się z negatywną opinią, zdaje sobie z tego sprawę/ Pozdrawiam redakcje Gościa.
A redakcji "Goscia", kurii warszawskiej oraz biskupowi Dziedze mogae dac praktyczna rade: Swoimi protestami nolens volens reklamujecie Halloween.
Niktórych zwyczajów nie da się akomodowac.
Dziś pojawiają się grupy protestanckie i rózne sekty, które raczej niszczą kulturę rodzimą niż ją budują. Dlatego pozostaną grupami marginalnymi. Tymczasem Kościół katolicki bardzo szanuje inne kultury i zwyczaje i nadaje im nowe znaczenie. To jest zwycięstwo i duchowe i intelektualne Kościoła.
Są jednak zwy
Co do kreowania wizerunku to masz rację, trzeba to robic profesjonalnie czego Kościołowi czasem brak.
Niektórych zwyczajów nie da się akomodowac.
Dziś pojawiają się grupy protestanckie i rózne sekty, które raczej niszczą kulturę rodzimą niż ją budują. Dlatego pozostaną grupami marginalnymi. Tymczasem Kościół katolicki bardzo szanuje inne kultury i zwyczaje i nadaje im nowe znaczenie. To jest zwycięstwo i duchowe i intelektualne Kościoła.
A co do Halloween. Oburzenie wielkie, bo celtycki bóg śmierci, bo pogańskie coś tam. Tymczasem największe współczesne święta katolickie mają wręcz identyczne korzenie, lub inaczej = zawłaszczyły sobie pradawne zwyczaje pogan. Bo tak było najwygodniej.
Co do "pradawnych zwyczajów pogan" - rzeczywiście, chrześcijaństwo zastąpiło niektóre święta pogańskie chrześcijańskimi, ale to było właśnie zastąpienie, a nie kultywowanie.
W przypadku Halloween jest odwrotnie - pogaństwo chce zdominować to, co święte.
Nie ma tak, że każda religia jest czysta od podstaw, ulega ona naturalnym zmianom wpływu różnych kultur i miejscowych obyczajów.
Jak napisał Turucano, choinka, która przybyła z Niemiec, święcenie pokarmów na cześć wiosny, stary obyczaj pogański, marzanna i wiele, wiele innych naleciałości pogańskich, które Kościół zaanektował, ponieważ nie dało rady ich wyplenić.
Czym jest pogaństwo, czymś gorszych od chrześcijaństwa? To Twoja opinia. Pogaństwo, czyli inne wierzenia trwały od pokoleń przez tysiące lat i ludzie przeżyli, pogaństwo w różnych aspektach wytworzyło własne kultury, obyczaje, związane również z obserwacją natury, jej przemian jeśli chodzi o pory roku itp. i jest starsze od chrześcijaństwa.
Chrześcijaństwo wypleniło ogniem i mieczem wierzenia pogańskie, nie jest to żadną chwałą.
Więc halloween jest też pochodzenia celtyckiego, pogańskiego i upatrywanie w tym sił szatańskich jest głupie.
I gardłowanie jest nierozsądne, że napływ obcych obyczajów, tylko dlatego, że Polska otworzyła się na świat, ludzie przyjeżdżają i odjeżdżają, przywożąc ze sobą inne tradycje, jak niegdyś karawany kupców, które przybywały z różnych stron do Palestyny, w których urodził się Jezus, i tam pozostawiały pierwiastki różnych idei, które z czasem przenikały do judaizmu, z którego wyodrębniło się potem chrześcijaństwo.
Boże Narodzenie - przesilenie zimowe, u Słowian Święto Godowe, u Rzymian Saturnalia itd. Według kalendarza juliańskiego przesilenie to następuje własnie około 25 grudnia.
Wielkanoc - pierwotnie była świętem wiosny na cześć teutońskiej bogini światła i wiosny, znanej w języku Anglosasów jako Eastre. Do dziś zachowały się też pogańskie tradycje tego święta np. zajączek wielkanocny (Egipt), pisanki(Persja).
Święto Zwiastowania NMP szybko złączono z pogańskimi wierzeniami i czczono Maryję jako zwiastunkę i patronkę budzącej się do życia przyrody. Ze świętem tym łączy się pogański kult bociana. W tym dniu wypatrywano go i zapraszano okrzykami, by założył gniazdo w ich domostwie, co przynosić miało szczęście.
Boże Ciało - spożywanie natury i istoty samego bóstwa poprzez spożywanie fizycznego pokarmu (komunia święta) jest praktyka pogańską. Jakkolwiek jest to zaskakujące mówi o tym nawet sama Biblia: "Synowie zbierają drewno, ojcowie rozpalają ogień, a kobiety ugniatają ciasto, by robić pieczywo ofiarne dla królowej nieba, a nadto wylewają ofiary z płynów dla obcych bogów, by Mnie obrażać."
Czy jeszcze może jakieś święto ?!?!
PS. "Haloween" to skrót od "All Hallows Eve" - wigilia Wszystkich Świętych. Żadne szyderstwo z tego święta. Jeszcze jedna ciekawostka - gdy haloween zostało przyniesione do Stanów przez irlandzkich imigrantów w 19 wieku, ówcześni Amerykanie, zazwyczaj mocno protestanccy i antykatoliccy często postrzegali to święto jako "zbyt katolickie".
No widzę w ogóle nie wiesz o czym piszesz. co innego przejmowanie świąt[ świąt przaśników choćby] i robienie z nich dnia kiedy człowiek miał stanąc przed Bogiem. To powiedzmy "odpoganienie" tego dnia. A co innego bezmyślne robienie czegoś nie patrząc na konsekwencje i zakorzenienie w sataniźmie współczesnym. A to czy coś komus zaszkodziło, to chyba podstawowe hasło żebywejść w grzech, już od raju kiedy Ewa jabłko zjadła i ani nie umarła ani też Twoimi słowami"nic się jej nie stało", pioruny nie waliły, niebo się jej na głowę nie zawaliło... A konsekwencje okazały się jednak tragiczne. To nie jest tak że można troche przywoływać demony a trochę być w KOściele. Diabeł nie jest kulturalny gość- ma możliwość to się wprosi.
http://o.onionstatic.com/images/18/18053/16x9/635.jpg?1577
Nasze święta są piękne i tradycyjne, tak piękne i tradycyjne, że aż nikomu się 4 liter podnieść nie chce, żeby je kultywować
Szanowni starzy-gniewni, wychowaliście leniwe pokolenie, nie wypominajcie, że idzie na łatwiznę.
Kilka kwestii musze tu poruszyc:
1. Swieta nie sa do zabawy czy rozrywki, tylko do oddawania czci (czy to swietym, czy Bogu, czy bogom, czy czemukolwiek sobie czlowiek jeszcze potrafi wymyslec)
2. Czlowiek ma w swoim sercu wyryta pustke w ksztalcie Boga, i szuka, szuka Go. Tworzac czesto wierzenia falszywe (odwoluje sie do calego katalogu poganstwa starozytnego, oraz tego swiezszego). Gdy w zyciu takiego czlowieka zaczyna sie pojawiac Chrystus, moze on albo prawde objawiona przyjadz, albo odrzucic. Natomiast co do samych wierzen, czesto w tych nieudolnych poszukiwaniach Boga czlowiek znajduje jakies ziarna prawdy, ktore kosciol, konfrontujac je z prawda objawiona, uznaje! i adaptuje(jak np. sw szystkich swietych (a nie zadnych zmarlych, dla nieodruzniajacych zmarlaych od siwtychi od pokutujacych odsylam do lektory wlasnej)).
3. HELLOWEEN to jedno swieto, a wszystkich swietych to inne, laczy je tylko data. Ani obrzadek, ani cele tych swiat nie sa zbierzne, wiec nie mozna ich ze soba mieszac. Jedno jest na czesc swietych, a drugie zmarlych, zmarly nie rowna sie swiety (ponownie odsylam do lektory)
4. HELLOWEEN faktycznie z rzadka moze doprowadzic do zjawiskowego opetania, ale jest to czczenie calkiem czego innego niz kosciol katolicki czci w tym dniu, wiec trzeba sie zastanowic na ile jestesmy katolikami, a na ile tworzymy wlasna religie.
5. Andrzejki jest to swieto na czesc sw Andrzeja apostola, lanie wosku i inne zabobony to wypaczenie, ktore ludzie sami sobie dorobili, a kosciol tego nie jest w stanie wytrzebic
6. Komus tam wczesniej bylo wstyd za ludzi odpowiadajacych za wizerunek kosciola (parafrazuje). Pozwole sobie odpowiedziec tak...
To zacznij byc odpowiedzialny/na za wizerunek kosciola i wez sie do roboty.
Pozdrawiam
Artur
Kiedy słyszę ludzi że: Tej książki nie czytaj bo to satanistyczne treści, tej muzyki nie słuchaj bo oni to tam mają coś o szatanie i to nie w złym znaczeniu zaczyna mnie brać śmiech..... ludzie serio?
Żeby "GN" odrzucił z miejsca mój tekst, tak jak wycina moje komentarze? Nie, dziękuję... Niech sami trochę popracują nad większym obiektywizmem.
Zresztą, patrząc w lustro dostrzegam przede wszystkim to, że pewne regiony szczęścia są już dla mnie (chyba bezpowrotnie) zamknięte, dlatego że w dzieciństwie i wieku młodzieńczym ideologia katolicka trzymała mnie mocno w swoich łapach. Wolałbym nigdy nie zakosztować katolickiego "szczęścia" i urodzić się raczej w którymś ze zlaicyzowanych krajów zachodnich...
Nie ma problemu - z waszego kościoła odszedłem (co prawda nieoficjalnie - wymazanie z waszych dokumentów wewnętrznych mnie nie interesuje i nie zamierzam poświęcać temu ani minuty), wasze sakramenty także nie przedstawiają dla mnie same w sobie wartości.
Skończyć z pisaniem o was, waszej wierze i waszym kościele? Nie, nie tak prędko. Nie, póki nie zejdziecie do katakumb swojego życia prywatnego i nie skończycie z próbami urządzania przestrzeni publicznej i życia prywatnego niewierzących na swoje kopyto. Trzeba - jak to mówicie - "dawać świadectwo" waszej, katolików, deprawacji i hipokryzji, ukrytych za świętoszkowatą retoryką. Trzeba demaskować świadome katolickie manipulacje, a te nieuświadomione przywracać katolickiej świadomości. Nie tyle i nie tylko dla dobra waszego, ale przede wszystkim dla dobra mojego i innych niewierzących w tym kraju.
Dziękuję za poparcie w kwestii zasadniczej.
Co się zaś tyczy "największego sukcesu szatana", to z waszych katolickich opowieści wyłania się szatan, który jest impulsywnym partaczem, a nie potężnym wrogiem. Jeśli przekonanie ludzi o swoim nieistnieniu miałoby być największym sukcesem szatana, to dlaczego wciąż słyszymy (z ust katolików) o nowych spektakularnych opętaniach z "nieludzkimi" głosami, przekleństwami, rzucaniem się? Czy szatan, któremu ponoć "właśnie o to chodzi", aby ukryć swoje istnienie przed człowiekiem nie powinien raczej powstrzymać się przed tym wszystkim, niż działać na swoją szkodę?
Szkoda, że odszedłeś od Boga żywego.
Czytając Twoje powody dlaczego odszedłeś mam śmiałość powiedzieć, że: z czyjegoś błędu Go nie spotkałeś lub nie potrafiłeś Go dostrzec w swoim życiu codziennym.
Jeżeli człowiek (ksiądz, biskup, rodzic ect.) są wstanie Ciebie zniechęcić do Boga tak bardzo, że Go negujesz - to znaczy, że na Boga patrzyłeś cudzymi "oczami" (księdza, katechety, biskupa, rodzica ect.) - to nie była Twoja relacja z Bogiem lecz "cudza".
Szkoda, że tak płytko wszedłeś w tą relację - nie winię Ciebie, tak czasem bywa, że "książkę ocenia się po okładce".
Wiara jest łaską - daną darmo - jak każdy "talent", to my decydujemy czy będziemy ją "rozmnażać" czy "zakopiemy".
Może kiedyś się przydaży, że zatęsknisz za "prawdziwą Miłością" - nie będź w tedy obojętny. Myślę, że nawet teraz masz z Nim relację - złość, nienawiść, frustracja czy rozgryczenie to też"żywa i emocjonalna" relacja. Porozmawiaj z Nim nie prowadź monologu lecz spróbuj dialogu.
Pozdrawiam
RaBi
Bardzo chętnie spróbowałbym dialogu z Bogiem, jeśli jakowyś Bóg istnieje, ale niestety na ten moment nie mam partnera do dyskusji, tak jak Ty jesteś moim dyskutantem. Bo nie mogę przyjąć za dialog sytuacji, gdy pod wpływem sugestii z zewnątrz i w konsekwencji autosugestii zaczynam wyobrażać sobie Boga, mówić do mojego wyobrażonego Boga (co mogłoby nawet sprawiać mi przyjemność, jak generalnie sprawia mi przyjemność wyobrażanie sobie różnych sytuacji dialogowych), by w końcu jakąś myśl, którą podsyła mi podświadomość, wziąć za boską odpowiedź. Natomiast jestem gotów na kontakt w sytuacji najlepiej społecznej, interpersonalnie sprawdzalnej, przy użyciu innych zmysłów niż samej tylko wyobraźni i emocjonalności. A ponieważ jestem otwarty na dialog (na sensownych zasadach), to aż do mojej śmierci będę dawał Bogu (jaki by nie był) szansę na rozmowę, którą ten może "zakopać" albo "rozmnożyć". Jeśli wytłumaczy mi się przy okazji z pewnych nieładnych rzeczy (nie tylko na tematy osobiste), to może znajdzie u mnie zrozumienie i zasłuży na moją sympatię. Kto wie?
Czy w wiarę wszedłem płytko? Nie wydaje mi się. To raczej Twoja katolicka postawa ideologiczna każe Ci się zawsze doszukiwać wadliwości tylko po stronie ludzkiej (mojej, księdza, biskupa, rodzica) niż dostrzec możliwą wadliwość, sprzeczność, nieefektywność Twojej idei. Tak samo było z marksizmem-leninizmem: idea była doskonała - zawodził człowiek sowiecki, który okazał się nie dość sowiecki i musiał być z tego powodu ukarany. Żarliwi komuniści potępiali swoje i innych odchylenie ideologiczne, wielbiąc przy okazji towarzysza Stalina, nawet wówczas gdy w śniegu po pas ciągnęli świeżo zrąbane sosny. To dopiero materiał (komuniści, nie sosny) na nowoczesnego Hioba...
Piszesz, że skoro inny człowiek zniechęcił mnie swoim błędnym działaniem i przykładem do wiary w Boga, to musiałem patrzeć nań cudzymi oczami. Nie tylko inny człowiek, ale nie będę oponował. Sęk w tym, że jeśli chcesz przy tym obstawać, to musiałbyś przyjąć, że ta zależność działa obustronnie. No bo jeśli do wiary w Boga zachęca mnie przykład innych ludzi, to tak samo w rezultacie patrzę na Boga cudzymi oczami i całe to "spotkanie z Bogiem" jest jakieś wymuszone, sztuczne - sugerowane...
PS. Kontynuować dyskusję będę mógł ewentualnie dopiero w niedzielę wieczorem.
Piszesz: "Natomiast jestem gotów na kontakt w sytuacji najlepiej społecznej, interpersonalnie sprawdzalnej, przy użyciu innych zmysłów niż samej tylko wyobraźni i emocjonalności."
Jeżeli uważasz, że dialog z Bogiem jest możliwy jedynie poprzez fizyczny kontakt "twarzą w twarz" (bo inny dla Ciebie jest autosugestią bądź sugestią). To faktycznie musisz spotkać Boga tak samo jak Szaweł w drodze do Damaszku. Czy to możliwe? Możliwe i nawet nie wiesz jak bardzo.
Dalej piszesz: "A ponieważ jestem otwarty na dialog (na sensownych zasadach), to aż do mojej śmierci będę dawał Bogu (jaki by nie był) szansę na rozmowę, którą ten może "zakopać" albo "rozmnożyć". "
Skoro jesteś, jak piszesz, "otwarty" to chcąc się spotkać z kimkolwiek "twarzą w twarz" trzeba wpierw tego pragnąć i "odwrócić się" w stronę interlekutora - jedynie wtedy jest taka szansa.
Inaczej zawsze będziesz słyszał "głosy" lecz sam nie będziesz wstanie odróżnić czy to "dialog" czy już autosugestia.
Z drugiej strony aby "spotkać kogoś" trzeba o tym "drugim" coś wiedzieć - aby go rozpoznać. Bo możesz wpaść w pułapkę "autosugestii".
Tak jak "przygotowujesz się" na spotkanie w umówionym miejscu z osobą "poleconą" lub "kontrachentem". Opisujesz tej osobie jak sam wyglądasz i potrzebujesz informacji jak "wygląda" ta druga osoba (czy jest wysoka, czy ma zarost, w co będzie ubrana lub jakim samochodem podjedzie).
Tak też dobrze jest się przygotować na spotkanie z "nieznanym" Bogiem. Nie pomoże Ci w tym "odrzucenie a priori" opisów z Ewangelii lub doświadczeń innych.
Dziwi mnie, że tak łatwo tłumaczysz "dialog" z Bogiem jako wynik sugestii lub autosugestii.
Czy nie znasz, nie przeżyłeś niegdy w życiu "dialogu przez ścianę" np. z mamą lub zwłasnym dzieckiem?
Czasami bywa, że dziecko, które śpi w swoim pokoju, budzi się przestraszone i płacze bądź krzyczy lub woła mamo!
Czy gdy to słyszy mama to jest to autosugestia? A przecież nie widzi dziecka. Czy jak mąż obudzi żonę (bo dziecko woła mamo!) to już wg Ciebie jest sugestia?
Ile razy Tobie się zdażyło, że budziłeś się jako dziecko z krzykiem i zza ściany słyszałeś głos mamy "tak synku", "tu jestem", "śpij to był zły sen" - czy to była autosugestia? Czy mimo tego, że ten "głos" był zza ściany, czy nie był "kojący"? Czy był urojeniem, nocną marą?
Nie doceniasz miłości i ufności? Przeciesz mama ten "dialog zza sciany" z synem prowadziła z miłością a syn czuł tę miłość i zaufał mamie. Miłość czy ufność to nie sugestia czy autosugestia lecz uczucie zbudowane na relacji i doświadczeniu.
Piszesz: "Jeśli wytłumaczy mi się przy okazji z pewnych nieładnych rzeczy (nie tylko na tematy osobiste), to może znajdzie u mnie zrozumienie i zasłuży na moją sympatię. Kto wie?"
To chyba żart, bądź konsekwentny swojej wcześniejszej deklaracji "jestem otwarty".
Budowanie relacji od stawiania "warunków" jest zajęciem karkołomnym.
Z żoną, rodzicami czy z przyjaciółmi też tak zaczynałeś "budowanie relacji"? - od warunków?
"Wiesz co jesteś fajną dziewczyną ale jeżeli chcesz znaleść u mnie zrozumienie i chcesz zasłużyć na moją sympatię to: ..."
"Kobieto, jeśli chcesz abym uważał cię za swoją mamę, a więc jeżeli chcesz abym cię szanował, kochał to musisz mi wytłumaczyć, dlaczego..."
Nie jesteś zbyt wymagający? Czy tylko wymagasz od Boga bo od żony, innych już nie? A jakie sam sobie stawiasz warunki na spotkanie?
Pozdrawiam
RaBi
PS. Nawet nie wiesz jak blisko jesteś Boga, spójsz przez ramię - a może Go dostrzeżesz.
Czego Ci z serca życzę. Odwagi!
Nie ma problemu - jeśli jakiś Bóg potraktuje mnie tak, jak rzekomo potraktował Pawła z Tarsu w drodze do Damaszku, wówczas pewnie uwierzę, że kontaktuję się z siłą wyższą (co to miałaby być za siła - tu już potrzeba więcej informacji). Oczywiście byłoby to doświadczenie ważne dla mnie i tylko dla mnie i uważałbym to za haniebne i bezwstydne z mojej strony, gdybym próbował sprzedawać je otwarcie w świecie, budując na tej podstawie religię/wiarę wśród ludzi, którzy podobnych doświadczeń nie mieli. W końcu nie można wykluczyć, że moje wizje i doznania były skutkiem ataku epilepsji...
"Pragnąć spotkania", "odwrócić się w stronę interlokutora", "trzeba o tym drugim coś wiedzieć, aby go rozpoznać", "przygotować się na spotkanie", "nawet nie wiesz jak blisko jesteś Boga, spójrz przez ramię - a może Go dostrzeżesz", "odwagi!"... Panie Kolego Szanowny - TO SĄ WŁAŚNIE narzędzia sugestii używane przez katolików po to, aby wzbudzić w sobie i innych pożądaną autosugestię. A Pan mi piszesz, że miałyby mnie one uchronić przed... autosugestią? Heelllooo?! Jeśli to nie jest podsuwanie sugestii, to nic nim nie jest.
Wzrok, słuch, węch, smak, dotyk wzmacniane przez potężne osiągnięcia nauki, a przetwarzane przez świadomy (i podświadomy) umysł posługujący się w działaniu zasadami logicznymi, względnym (kulturowo warunkowanym) aparatem pojęciowym i językiem, emocjonalnością, z podporządkowaną mu wyobraźnią i wiarą (hipotetycznością) - to wszystko może zawieść, a jednak jest to najlepsze narzędzie poznania, jakim dysponujemy. Pan zaś twierdzi, że powinniśmy oddać wodze nieuświadomionej podświadomości, pragnieniom, wyobraźni i gorącej wierze, a wszystko inne im podporządkować. Naukowcy, którzy tak robią, kończą karierę dostrzegając na monitorach rzeczy, których tam nie ma. Ale oczywiście zdaniem pana RaBi tak właśnie powinniśmy czynić przy "spotkaniu z Bogiem"...
Co do reszty:
Wasze prymitywne sugestie i autosugestie porównuje Pan do głosu matki zza ściany? Bóg jest niewykrywalny przez moje najlepsze narzędzie poznawcze, dlatego mam je zastąpić gorszym, bardziej zawodnym urządzeniem i wprowadzić do niego zmanipulowane (zasugerowane) dane, bo powinno mi zależeć na "spotkaniu" z czymś, czego może w ogóle nie być?? Bóg może wcale nie być taki, jak przedstawiają go jego wyznawcy, ale ja powinienem od razu i bez pytań dać się wziąć na lep jego deklarowanej miłości???
Popada Pan w coraz większą niedorzeczność, Panie RaBi...
Pozdrawiam
Ciekawie piszesz ale o sprawach, o których masz blade pojęcie.
Paweł z Tarsu wg Ciebie miał atak epilepsji? Dziwne, że atakowi temu uleglirónieżjego towarzysze podróży. On widział i słyszał Boga oni tylko słyszeli. On stracił wzrok im nic się nie stało. Paweł odzyskał wzrok wraz z przyjęciem chrztu - zapewne zbieg okoliczności.
Faktycznie bezowocna jest rozmowa z człowiekiem, któremu się "wydaje, że wszystko co go spotyka to zbiegi okoliczności". I jakie to racjonalne mowić o rzeczach, o których się nic nie wie.
Pozdrawiam
RaBi
PS. 5000 lat przed n.e człowkiek piszący Księgę Rodzaju wiedział, że początkiem Wszechświata było "światło". Dziwne, że nawet Albert Einstein czy Isaac Newton mieli pogląd, że Wszechświat jest niezmiennym i nieporuszającym się układem galaktyk.
A tu jakiś "prymitywny człowiek mieszkający w namiocie - nomad" opowiadał przy ognisku swoim dzieciom, że na początku Bóg stworzył "światło". Nie ziemię, nie słońce, nie księżyc czy gwaizady - ale "światło". I to wszystko przy ognisku 5000 lat p.n.e - ZBIEG OKOLICZNOŚCI
Niestety nie mogę Ci się odwdzięczyć podobnym komplementem - o rzeczach, o których nie masz pojęcia, piszesz całkiem nieinteresująco. Jeśli chcesz przytaczać "Dzieje Apostolskie" na potwierdzenie czegokolwiek, najpierw wykaż, że informacje tam zawarte są wiarygodne w ogółach i szczegółach. Twoim prekursorom się to nigdy nie udało, dlatego musieli wciąż udawać, że to nieistotne.
Co do "prymitywnego nomada", to aż przykro komentować Twoją ignorancję w kwestii Twojej własnej wyroczni, bo Księga Rodzaju pisze wyraźnie, że PRZED "jasnością" były już ziemia, niebo i bezmiar wód. Newton i Einstein na to nie wpadli... A statyczny wszechświat Einsteina wynikał z jego (błędnych) obliczeń, a nie z tego, że oparł się na autorytecie Arystotelesa i na opowieściach nomadów sprzed paru tysięcy lat, jak czynili średniowieczni doktorzy Kościoła, dochodząc do tego samego błędnego wniosku.