Dzień Islamu. Czasami nie potrafimy przestać płakać z powodu dobroci ich serc.
W każdej tragedii, w każdej trudnej sytuacji zawsze jest jakieś Piękno, zawsze. A jeśli potrafmy uczyć się z tego, co nas spotyka, by otwierać serce na to Piękno – będziemy żyć w pokoju. To trzęsienie ziemi pomaga nam iść drogą ubóstwa, o którym Jezus mówi w Ewangelii. Jestem wdzięczna, że On daje nam okazję, by rosnąć w Jego miłości i iść drogą oddawania życia ludziom ubogim, nieszczęśliwym – ukochanym przez Niego. Proszę, nie przestawajcie modlić się za ludzi w Van. A także o nawrócenie naszych serc na drogę prostego, ewangelicznego życia.
11 listopada (SmS, dwie godziny po drugim wielkim wstrząsie)
Znowu cudem żyjemy. Staliśmy 50 metrów od hotelu, który zawalił się na naszych oczach. Ale uciekliśmy. 25 budynków w gruzach. Z nami wszystko OK. Dziękujemy za modlitwę.
27 listopada
Jesteśmy znów w Stambule, po kilku dniach, które spędziliśmy jak wędrowni nomadzi. Troszczyliśmy się o rodziny naszych afgańskich uchodźców, które policja po trzęsieniu wysiedliła z Van. Większość z nich żyje teraz w okolicach Tarsu. Mieliśmy więc możliwość odwiedzić ich i pomóc w początkach nowego życia, tak daleko od Van. To dla nich naprawdę trudne: muszą znowu znaleźć jakiś dom, pracę w miejscach, gdzie nie znają nikogo, gdzie wszystko jest dla nich obce. Próbujemy im pomóc w miarę naszych możliwości.
Sytuacja w Van nadal jest naprawdę bardzo zła. Jest bardzo zimno, nieliczni ludzie, którzy tam pozostali, żyją w namiotach i upadają na zdrowiu. Nie jest łatwo także o jedzenie, bo większość sklepów jest zamknięta. Wstrząsy i trzęsienia, większe i mniejsze, powtarzają się dzień w dzień. Codziennie jakieś budynki się zawalają. Kilkoro dzieci zmarło z powodu zimna, troje spłonęło żywcem, bo namioty zapaliły się od piecyków opalanych węglem.
Jest mi tak smutno z tego powodu. Nie martwię się o nas, o nasze mieszkanie czy życie albo o naszą przyszłość – nawet jeśli naprawdę nie wiemy, co będziemy robić w najbliższych miesiącach. Myślę, że to jest bardzo ważny moment dla nas, trudny, ale także piękny, ponieważ Bóg mówi do nas przez to, co nas spotyka. Być „bezdomnym” (w znaczeniu duchowym, fizycznym etc.) to znaczy stawać się prawdziwym dzieckiem idącym śladami Ojca. Teraz, kiedy sami nie wiemy, co robić, co myśleć, co planować… ufamy Jemu i chcemy pozwolić Mu, by robił, mówił i posłał nas tam, dokąd On chce. Chcę wypełnić Jego wolę, nie moją. Proszę o modlitwę, żebyśmy stali się prawdziwie pokorni i mali, podobni do naszych biednych ludzi w Van, ponieważ oni są ukochanymi dziećmi Ojca.
Nie martwię się o nas, ale martwię się o Çetina i jego rodzinę – mimo tego, że codziennie jesteśmy w kontakcie i wspomagamy ich finansowo. On jest tak dobrym człowiekiem: za każdym razem, kiedy dostaje od nas pieniądze, idzie kupować mąkę, olej, cukier i rozdaje innym rodzinom, żeby kobiety mogły upiec chleb. Kupuje także buty i ubrania biednym ludziom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?